Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/215

Ta strona została skorygowana.

— Bardzo wiele — jeźli mi wolno to powiedzieć, znam położenie pań obu.
— Jest smutne, stanowczo rzekła Iza — widzisz pan dwie niewolnice przed sobą. Gdybyśmy potrzebowały pomocy, ręki męzkiej, odważnego serca, czy... czy mogłybyśmy rachować na was?
Walkowi w tej chwili stanął przed oczyma obraz ojca i tego trupa w progu pałacu Turowskiego, o którym usłyszał od starej, pobladł, zadrżał, słowa nie znalazł na ustach.
Zdawało mu się, że niewidzialna siła przeznaczenia ciągnie go tam, gdzie może sprawiedliwość krwi i pomsty czeka, że dziwny zbieg okoliczności pchnąć go tam może — na ofiarę. Wzdrygnął się. Iza patrzała nań bacznie i zobaczywszy strach na twarzy, odwróciła się niemal ze wzgardą.
— Pan się boisz? spytała szydersko.
— Nie — pani, zawołał Walek — ale mimowoli, nieświadomą będąc mojego życia, dotknęłaś pani struny, która zatętniała bólem.
— Masz pan więc tajemnicę?
— Niestety! szepnął Walek.
— Dwa słowa jeszcze — dodała odważnie — czy obiecujesz mi?
— Wszystko co pani rozkażesz za obrębem Turowa, w Turowie... w Turowie...
Umilkł spuszczając oczy; a potem, jakby nabarwszy odwagi, rzekł stanowczo:
— Nie — nie — choćby w Turowie! jestem na rozkazy!
Zagadka podraźniła hrabiankę, ale jej nie zraziła, w tej chwili przestraszona Emma przybiegła ją odciągnąć gwałtem, lękając się nie bez przyczyny jakiego zbyt zuchwałego kroku. Iza miała ledwie czas podać rękę Walkowi, który ją ścisnął kłaniając się nizko i odeszła z siostrą, zaklinając ją na wszystko, by śpieszyła do powozu. W istocie powóz stał gotowym, pani Osuchowska nie mogła pojąć postępowania Izy, dwie hrabianki siadły co najprędzej, klaśnięcie