Pani Pauze zrobiła już prawie awanturę, dowodząc, że chodził na przedmieście, aby w jakiejś chacie widzieć się z jasnowłosą dzieweczką. Luziński o mało nie dostał serdecznego śmiechu i pomyślał, że może by należało wynieść się z mieszkania tak łaskawie mu z razu udzielonego, a zdającego się zagrażać spokojowi.
Pani Pauze miała oczy czerwone i postawę zagniewaną. Ale co z sobą począć było i dokąd się wynosić?
Wypadki opisane w spokojnem od lat wielu miasteczku, w którem życie płynęło nigdy nie zmieniającem się i powodzią żadną nie grożącem korytem, cicho a prawidłowie — niesłychane robiły wrażenie. Ludzie nawykli spać i drzemać, budzić się z biciem zegaru na Farze i zawsze jedne w tych samych surdutach widzieć przeciągające przez rynek postacie, padali pod nawałem nowości i nadzwyczajności, które groziły zmianą fizyognomii tego najcichszego w świecie kąta. Apteka była sprzedana — i komuż człowiekowi zagadkowemu, przybłędzie, którego nikt w świecie nie znał; Skalscy wynosili się na wieś, jakiś baron galicyjski stał w hotelu i siedział tu nie wiedzieć czego, znosząc się tajemniczo z różnemu osobami; Milius naj-