kiedy mi kto, tak jak wy, huknie nagle nad głową, nieporównywając, gdyby trąba Sądu ostatecznego.
— A! dziękuję! piękna pochwała głosu!
— Owszem, głos pan masz sympatyczny, ale na ten raz...
— Cóż to za dzień wyjątkowy? spytał Mylius, śmiejąc się i błagająco spoglądając ku panience.
— Jakże pan chcesz, żebym duszą i sercem należąc do miasteczka nie podzielała jego uczuć, losów rozdraźnień, niepokoju? Jesteśmy wszyscy poruszeni mnóstwem nowin, zagadek, tajemnic, chybabyś mi pan pomógł do uspokojenia, rozświecając je.
— Naprzykład? spytał doktór.
— Kto jest wielki nieznajomy?
— Jest to figura już znana i niezagadkowa, człek który dużo włóczył się po świecie, a przyszedł na swoje śmiecia kończyć życie. Zowie się Walter, jest starszy ode mnie, nieżonaty, bogaty, z powołania marynarz, doktór, aptekarz, naturalista uczony i nieco dziwak. Gra w szachy. Otóż pani masz za jeden nerw podraźniony lekarstwo.
— Nazywa się?
— Doktór Walter...
— Skalscy się wynoszą?
— Na wieś, sadzić kartofle, pędzić wódkę i bawić się w szlachciców.
— Złośliwy jesteś.
— Czasami, ale warczę tylko nie kąsam; czy pani żal będzie Skalskich?
— Mnie? zdaje mi się, że nic a nic.
— Ani pana Rogera? spytał złośliwie doktór.
— Ani tego nawet! ruszając ramionami odparła panna Apolonia.
To mówiąc, skłoniła mu się i miała odejść, gdy Mylius pochwycił wyciągnioną rękę i z wielkiem uczuciem pocałował; panna Apolonia zarumieniła się strasznie i śpiesznie odeszła.
Doktór Mylius obejrzał się do koła, niestety! niestety! mnóstwo świadków ciekawych patrzało na
Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/225
Ta strona została skorygowana.