Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/235

Ta strona została skorygowana.

— Co do życia hrabiego, dodał Mylius, żadne mu nie zagraża niebezpieczeństwo. Trudno tylko będzie przywrócić raz utraconą działalność władz umysłowych.
— Więc mówisz? dodała hrabina.
— Niech pani będzie spokojną, bywały przykłady, że ludzie w tym stanie żyją, a raczej wegetują po lat dwadzieścia.
Hrabina spojrzała i zamilkła.
Kilka przestróg udzielił jeszcze doktór, potem przyrzekając powrócić do hrabiego, prosił o pozwolenie odwiedzenia hrabianek, których bardzo dawno nie widział. Niepodobna mu było tego wzbronić. Macocha zawahała się, chcąc mu zrazu towarzyszyć, ale Mylius prosił ją, aby się nie fatygowała, zapewniając, że przytomność jej przy chorym daleko będzie pożyteczniejszą. Zwinął się zręcznie, a że wszystkie przejścia pałacowe były mu dobrze znane, przez pustą oranżeryę dostał się do drzwi apartamentu panien, które się go wcale nie spodziewały.
Mylius był z niemi w bardzo dobrych stosunkach, obudzały w nim bowiem politowanie i rade były panny każdym jego odwiedzinom, ale rzadko się trafiało, aby go tu samego puszczano. Macocha tak się obawiała zawiązania jakiejś intrygi, iż nawet starego doktora o pośrednictwo w niej możliwe gotowa była posądzić.
Pierwsza Emma z okrzykiem radości powitała Myliusa, wołając Izy z drugiego pokoju. — Chodźże, chodź, mamy poczciwego doktora!
Posadzono go w krześle. Mylius przybrał jak najweselszą twarz, rad był przynieść tu z sobą choć szczyptę pociechy i roztargnienie.
— Kochane panie, rzekł, godziny nasze są policzone, a raczej minuty, jeźli macie się na co skarżyć, z czem zwierzać, czego żądać, mówcie, gdyż lada chwila nieubłagany dzwon powoła mnie do zupy!
— Ale nie! zawołała Iza, chyba ogressa przyśle