Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/237

Ta strona została skorygowana.

domu, nie mam z nim żadnych więcej stosunków, dodał doktór spokojnie.
— Cóż to jest? tłómacz mi pan, co to jest? niecierpliwie zawołała Iza, żartujesz sobie ze mnie.
— Bynajmniej, mówił doktór, posłuchajcie panie historyi. Jest temu lat dwadzieścia kilka, byłem wezwany do chorej, konającej, ubogiej kobiety w miasteczku. Była to nieszczęśliwa, opuszczona przez męża, z głodu, nędzy, zmartwienia, dogorywająca, młoda jeszcze, piękna niedawno, kobieta z nowonarodzonem dziecięciem na ręku. Wezwano mnie naówczas, gdy już księdza tylko było potrzeba! Miała jeszcze sił tyle, że mnie na Boga zaklęła, abym sierotą się opiekował. Wziąłem dziecię, wychowałem je, wypieściłem, uczyłem je, radowałem się niem i — doczekałem się z niego genialnej poczwary, bez serca!... Przed niewielu dniami musiałem go z domu wypędzić Lękam się bardzo, aby tym tajemniczym nieznajomym nie był mój pan Walek.
Iza słuchała z natężoną uwagą, ale historya ta nie zrobiła na niej wrażenia, jakiego się może doktór spodziewał i na nie rachował, — dla marzącej istoty miała pewien urok tajemniczości.
— Któż był ojciec, kto matka?
Doktór zrazu chciał odpowiedzieć, pomyślał i rzekł obojętnie.
— Mieszczańskie dziecko, rodzina uboga nieznana.
— Cóż on panu przewinił? zapytała Iza spokojnie.
— Kazał mi szanować się jako geniusz, śmiejąc się mówił doktór, i z mocy genialności swej, obchodził się zemną jak... jak z ostatnim, w końcu niemogłem wytrzymać. Wyrzucał mi, że jeśli jest źle wychowany, toć ja go wychowywałem.
Iza ironicznie spojrzała na Myliusa i powoli oddaliła się od niego nic nie mówiąc. Doktór poczuł, że całe jego zwierzenie chybionem było co do skutków, ale nie śmiał rozszerzać go i nalegać.
Emma śledziła także na twarzy siostry wraże-