Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/24

Ta strona została skorygowana.

Nie dziw więc, że tej niedzieli o której mowa, korzystając z pięknego wieczora, gdy rodzina państwa Skalskich, właścicieli jedynej, uprzywilejowanej w miasteczku apteki, zapragnęła użyć przechadzki, jednogłośnie zgodzono się na Piacenzyą. Miało to swe niedogodności, aby się dostać do niej gdyż potrzeba było przejść długą, najeżoną chrustem, za czasów błotnistych narzuconym — groblę, młyny; minąć nieprzyjemne myśli rodzący cmentarz, i dopiero w prawo ścieżką piasczystą dobijać się do ogrodu. Państwo Skalscy wszakże woleli to znieść, niż mieszać się z tłumem, z gawiedzią, która wrzawliwie szła szerokim gościńcem na Pohulankę. Oddać im należy tę sprawiedliwość, że o godność swą i dostojeństwo, o przyzwoitość niezmiernie byli dbałemi. Niektórzy demokraci miasteczka nawet, przezywali starego Skalskiego arystokratą, o co on wcale nie dbał, śmiał się z tego, a nawet tem chlubił. Był to człowiek bardzo majętny, umiejący nieźle po francuzku, zupełnie dobrze po niemiecku, mający trochę pretensyi do łaciny, ale nadewszystko do dobrego tonu. Od niejakiego czasu począł uchodzić za szlachcica, pieczętował się herbem, i przyjaciele jego puszczali wieść, iż pochodził z zubożałej rodziny, która wielkie niegdyś dobra posiadała w Sandomierskiem.
Pani Skalska była czystej krwi mieszczanką, ojciec jej burmistrzował, a dziad kupczył, ale tak się przejęła duchem męża, iż często schwycić ją było można na wyrzekaniu przeciwko tym łykom... od których pochodziła. Rozumie się, iż rodzice jak najtroskliwiej pilnowali tego, aby dzieci wychować na szlachciców. Pan Skalski oddawna zamyślał i kłopotał się jakby pozbyć apteki, a kupić wioskę i wywietrzeć z kamfory i opodeldoku, ale ilekroć przychodziło do pozbycia się oficyny sanitatis, na której starych okiennicach odmalowany był Eskulap i Hygia, żal się robiło przychodów jakie uprzywilejowana farmacya dawała, bo tych wioska, nawet najlepsza, wynagrodzićby nie potrafiła. Napróżno sama jejmość, którą