Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/242

Ta strona została skorygowana.

opiekuńcze rachunki, mieli się za wzorowych, za niezrównanych. Bogunio robił co chciał, nie śmiano mu się sprzeciwiać, do niektórzch rzeczy był przywykły za życia matki, to się stawało prejudykatem, do innych wiek go kwalifikował, innym miękkie serce opiekunów oprzeć się niedozwalało.
Stało się, że Bogunio który razem z Walkiem szkoły kończył, ze szkół nieposzedł dalej, siadł na wsi i począł sobie żyć. Jak go było forsować? Chłopak był dobry, choć do rany przyłożyć!
Niezmiernie nam trudno tę poczciwą fizyognomię Bogunia odmalować. Podobny był do wszystkich, blondyn, rumiany, silnie zbudowany, wypukłych oczów niebieskich, uśmiechniętych ust, białych zębów, wesół, raźny, ochoczy, serdeczny. Kochał bez wyjątku kogo tylko znał, ze wszystkiemi żył, do nikogo nie miał wstrętu, a cofał się tylko od tych namarszczonych surowych ludzi, którzy mu z sobą przynosili nudę, powagę, pracę, smutek. Od tych uciekał po cichu, choć i ich obrazić by nie chciał, bo pragnął żyć w zgodzie z całym światem.
Dom Bogunia malował najlepiej tego arcy poczciwego ulubieńca okolicy. Staroświecki dwór szlachecki w Bożej Wólce jak zastał tak go zamieszkał, dobudował tylko do niego drewniana bardzo brzydką wieżycę, z której mógł gości zdala po traktach upatrywać i dużą salę na stołowy pokój i fajkarnią. Oprócz tego wzniósł stajnię dla koni, bo te namiętnie lubił. Nie było wielkiego ładu albo raczej żadnego w Wólce, ale dostatek nieprzebrany; bo Bogunio po staropolsku był gościnny i gdy w domu choć dwóch, trzech pasożytów i wydrwigroszów nie miał z nudy umierał.
Był już tak stworzony do towarzystwa, szczególniej męzkiego, że bez niego nie żył.
Śmiało też zaręczyć można, iż na trzysta sześćdziesiąt dni roku, nie było dwudziestu w Wólce bez gości i to chyba, gdy gospodarza w domu zbrakło — a bardzo często mimo jego niebytności goście czekali,