kowi w tej Bożej Wólce było jak pączkowi w maśle — mógł deklamować urywki ze swego poematu Nero i był pewny zawsze oklasków, gdy mówił nikt mu nie przerywał, pieszczono i nadskakiwano.
Naturalnie potrzebując zbliżyć się do Turowa w jakikolwiek sposób, Walek zaraz pomyślał o przyjacielu Boguniu. Ogromny założony przez niego zwierzyniec w Bożej Wólce, rozciągał się aż do parku Turowskiego i przedzielony był od niego tylko ocienioną olchami grobelką. Na skraju parku stała altana, w której panny całemi dniami przesiadywały, Walek nieraz je dawniej zdala widywał.
Bogunio rzadko wprawdzie bywał w Turowie, ale miał z nim przyjazne stosunki. Szczególniej los hrabianek go rozczulał, gotów im był służyć na wszelki sposób; nad hrabią się litował, a hrabiny, Luisa, du Vala i Manetki nie mogąc kochać, przynajmniej ich tłómaczył, uniewinniał i znosił — bo być źle i nienawidzieć nie umiał. Nie było to jego powołanie.
Największe łotrowstwo umiał zawsze wytłómaczyć i znaleść okoliczności łagodzące.
Luis gdy miał czasem natrętnych gości, długich lub zbyt wymagających, drugiego dnia wiózł ich do Bożej Wólki i najczęściej tam porzuciwszy, pozbywał się.
Sam wyrażał się o Boguniu z pewnym rodzajem politowania, jako o człowieku niezbyt dobrego towarzystwa. Była chwila, że hrabina kuzynkę Manetkę, której bardzo pozbyć się chciała, może właśnie dla tego, że Luis się do niej zbyt bratersko przywiązywał — myślała wyswatać Boguniowi. Żywa Francuzeczka podobała mu się niezmiernie, siedział kilka dni dla niej w Turowie, swawolił, ale znać z obawy sakramentalnych skutków, więcej się tam nie pokazał. Żona w Bożej Wólce byłaby cały porządek żywota popsuła.
Manetce bardzo go żal było, ale nie miała odwagi wybrać się doń w gościnę.
W kilka dni po owym spotkaniu w lesie, Walek zupełnie sobie z głowy wybił tragiczną historyę ojca
Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/245
Ta strona została skorygowana.