Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/248

Ta strona została skorygowana.

zwyczaj się tu wesoło bawiło; garbus wystrojony był w humorze brylantowym, rzucano dowcipami, śmiano się, a Helmold rozglądał i rozpatrywał.
Dla Luzińskiego szczególniej szczęśliwem zdało się, że na ten dzień natrafił, mógł ze swojego kąta obserwować ludzi, z któremi wedle wszelkiego podobieństwa, miało mu przyjść się mierzyć.
Baron był może współzawodnikiem, brat nieprzyjacielem na pewno, du Val stróżem hrabianek.
W pierwszej chwili Walek nieco ostygł i począł się namyślać, — ogromny barczysty Francuz, zuchwały, żywy i ruchawy braciszek, naostatek bardzo arystokratycznie wyglądający baron, niewygodnymi zdali mu się zapaśnikami. Nie czuł w sobie sił do mierzenia się z nimi. Spędziwszy młodość na ustroniu, w dzikiem odosobnieniu, w usposobieniu sarkastycznem dla tego świata, z którym mógł być wystawiony na walkę, lękał się go, bo go znał mało.
Ale po rozmyśle dłuższym wmówił w siebie, że rzecz należy tak postawić, aby drapieżnej, pięściowej walki uniknąć, innej się nie obawiał. Baron zresztą, tylko wymuskaniem i wdziękiem był dlań straszny, jako współzawodnik, tamci groźniejsi mu się wydali, a szczególniej du Val.
Poczęto strzelać z pistoletów do celu, była to powszednia zabawka. Walek spostrzegł, nie bez przykrego wrażenia, że wszyscy ci panowie wystrzeliwali asy nader zręcznie. Najlepszym z nich wszakże był Luis, który celował we wszystkich ćwiczeniach ciała, aby swoją ułomność dać zapomnieć. Bił kulą w lot jaskółki.
Luzińskiemu zrobiło się zimno, ale powiedział sobie zaraz:
— A pocóż mam się z nim strzelać? nie ma powodu... Ze złości nie zabije mnie na gościńcu, bo by poszedł do kryminału.
Wszakże ci ichmościowie znacznie zapał jego na chwilę ostudzili.