Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/256

Ta strona została skorygowana.

dobrze wszystkie domowe obyczaje i wiedział gdzie może być pewnym samotności zupełnej.
Walek szedł jak na stracenie; gdyby nie ów czarodziejski pierścień, który czuł na palcu, który mu dodawał odwagi, byłby może stchórzył i najśmieszniej w świecie umknął.
Pan Mamert stanął, ujął za rękę młodzieńca, znowu się zdobył na uśmieszek i szepnął:
— Chociaż nie mam szczęścia być panu bliżej znajomym, będę mówił otwarcie. Pierścionek ten otrzymałeś pan przed chwilą od hrabianki Izy. Ja jestem przyjacielem starym i sługą tej rodziny, życzę jej dobrze, tłómaczę sobie postanowienie hrabianki, położenie pańskie, wszystko. Ale czy też pan dobrodziej dobrze rozważyłeś trudności dzisiejsze i późniejsze tego przedsięwzięcia? czy masz jakie środki do przełamania nastręczających się trudności?
Walek milczał wedle planu.
— Bo widzisz pan dobrodziej — mówił spokojnie Mamert, rzecz się niezawodnie uśmiecha, panny są bardzo majętne, pełne osobistych zalet, wysoko urodzone i skolligacone, ale pierścionek i słowo dostać, to panie dobrodzieju, może najłatwiejsze ze wszystkiego — ino co dalej? co dalej?
Walek wzdychał ale milczał, pomny na to, że milczenie jest, wedle przysłowia wschodniego, złotem.
Hrabianka Iza parę razy już podobno dawała (jeśli się nie mylę) ten pierścionek i odbierała go nazad, gdyż obdarzony nim, sam się wyrzekam ślubnego, rozrachowawszy przez jakie ciernie i głogi iść doń było potrzeba.
Walek wprawdzie głową poruszył i nieprzyjemnie mu się zrobiło, ale zmilczał jeszcze.
— Co pan myśli dalej? zapytał Mamert.
Usta otworzyć, wydać się z czemkolwiek bądź, potwierdzić domysły, zwierzyć się narzucającemu się człowiekowi było nader niebezpiecznem.
Rządca wyczekawszy na odpowiedź, a nieotrzymawszy jej, kiwnął głową i począł cicho i łagodnie,