Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/265

Ta strona została skorygowana.

— Koniecznie, szepnęła Iza, trzeba żeby ci się podobał.
— Ale naturalnie, przerwała Emma, nie patrzy się na rękę, która wywraca mury więzienia i wyciąga się ku nam.
— Moja droga, marszcząc brew zimno poczęła Iza, nauczono nas tak życia, że ono dla nas już niema tajemnic. Idzie o to, aby się wydobyć z niewoli, a małżeństwo... wszak nieraz się potem zrywa.
Emma zadrżała, jakby ją dreszcze przeszły.
— Tak, rzekła, jest-to śliczne życie nowe, które świat zrobił, znajdując że tamte dawniejsze było niewygodne. Przecież swoboda warta pewnej ofiary, a...
— Baron jest człowiek wcale przyzwoity.
— Oni wszyscy wiele ich jest, rzekła Emma wzgardliwie, są w salonie bardzo, ale bardzo, przyzwoici. Szkoda że ci aktorowie salonowi, jakimi są ludźmi w domu, w pożyciu rodzinnem, o tem nikt na świecie nie wie i tego żadna się z nas nie domyśli.
— No, przerwała Emma, ale któż jest twoim baronem? Co się święci? co się robi? przecież ja powinnam coś wiedzieć...
Zaszeleściało w przedpokoju, obie siostry zniżyły głos, przestraszyły się. Iza położyła palec na ustach i zaczęły mówić o czem innem.
— Założyłabym się, poszepnęła na ucho Emma siostrze, żeś ty już zdecydowana na tego, co to nas spotkał u karczemki w lesie, gdy się nam koło złamało...
Iza potakująco skinęła głową.
— I już dałaś mu pierścionek? — zapytała Emma.
Iza wejrzeniem odpowiedziała.
Po chwili wyszła do drugiego pokoju, obejrzała drzwi, pootwierała te, które podsłuchującego ukrywać mogły i zbliżywszy się do Emmy, poczęła poważnie, zimno, sucho.
— Znasz mnie, dla ciebie ja nie mogę mieć tajemnic, bo by mi wzrok twój zajrzał do duszy i mogłabyś powiedzieć mi: kłamiesz... Mnie jak tobie idzie o swobodę, o pokruszenie więzów, o wyjście w świat