i życie. Ten człowiek mi się podobał, ma ambicję wielką, jest żywy, śmiały, może mieć i wady. Kochać go będę, chcę, pragnę, jeźli potrafię, jeźli serce nie przemówi, wszystko mi jedno. Rachuję na to, że biorę ubogiego, że go podnoszę, że mi wszystko winien będzie, żem starsza i że poprowadzę go jak zechcę. Niemam żadnych złudzeń, patrzę w świat rzeczywisty. Zgadłaś, że jestem zupełnie zdecydowaną. Idzie o ciebie. Ja bez ciebie nie mogę być wolną.
Emma spojrzała.
— Ja idę w dodatku? — rzekła, ale prawda, my się rozdzielać nie możemy. Poszłabym, mogęż tego nieszczęśliwego ojca tak zostawić?! Jeźli jeszcze mnie nie będzie, ci ludzie go zamęczą.
— Ale życie ojca jest im potrzebne!
— Tak, prawda, a przecież go zamęczą, on jedną mnie zna i kocha, ja jedna przychodzę do niego z uśmiechem i pieszczotą. Co on pocznie gdy mnie zabraknie, na samą myśl się tę wzdrygam?!
— O! tyś lepsza, tyś poczciwsza ode mnie, przemówiła Iza po chwili, tak, ale powiedz-że mi, mogęż ja ciebie tu porzucić i mamyż tak pozostać wiecznie?
— Siostro droga, smutnie rzekła Emma, dni tego biednego ojca policzone. A wówczas gdy w tym domu zostaną tylko wspomnienia trupie i ta hałastra, ta szarańcza francuzka, pójdziemy już gdzie zechcesz...
— Słuchaj, przerwała Iza, no, a gdybyśmy ojca wzięły z sobą?
— Ojca! z sobą! — śmiejąc się boleśnie zawołała Emma, ależ jak ruszyć tego kalekę? tego więźnia strzeżonego pilniej jeszcze niż my?... To jest śmieszność, to rzecz zupełnie niemożliwa.
— Niemożliwa! smutnie powtórzyła Iza, tak, dla nas niemożliwe wszystko, prócz niedoli...
I zamilkły obie. Milczenie jednak nie trwało długo, Iza była pod wrażeniem dwóch rozmów porannych, a w życiu jej dwa te stanowcze kroki zbyt ważną stanowiły epokę, by ją do głębi nie poruszyły. Dotąd znosiła z rezygnacyą los swój, znała powszednie jego
Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/266
Ta strona została skorygowana.