Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/269

Ta strona została skorygowana.

jedwabnym powiesić na piersiach, a nie zdradzać się lub chwalić.
Walek pobladł, szybko zdjął pierścień i skrył go. Było to przyznaniem się do winy.
— Na miłość Bożą cię zaklinam, zawołał, niech że to między nami zostanie.
— Ale bądź spokojny, schowam to sobie do kieszeni, zapnę i żywa dusza o tem wiedzieć nie będzie, musisz mnie jednak w nagrodę objaśnić, jakim sposobem u djabła tam trafiłeś? Oczom nie wierzę.
— Nic powiedzieć nie mogę, otwarcie tylko ci wyznam, że — że tak w istocie jest i że paplaniem zgubić możesz dwie istoty.
— Cyt! nie puszczaj się w romanse, bo ci nie uwierzę. Dwie istoty zakochane! zrozpaczone! Terefere! dwie istoty! Jak gdybym ja nieznał Izy od młodu, a z tobą do szkół nie chodził. Naturalnie, że hrabianka w jedwabnej sukni, musiała zrobić na tobie wrażenie, a twoja młodość i śmiałość, na niej, ale żebyście się mieli pozakochiwać, daj pokój.
Rozśmiał się.
— Zostaw to mnie.
— Oczywiście to nie moja rzecz, rzekł Bogunio, rób co ci się podoba, ale ponieważ zdradziłeś się przedemną, muszę cię przestrzedz, że Duval jak cię złapie, lub gdy cię Mamercio wyszpieguje, ryzykujesz wiele. Oba grubianie.
— No! no! nie mówmy o tem.
— Nie mówmy.
— Czy baron przyjedzie? spytał niespokojnie Walek.
— Sądziłbym! spodziewam się.
— Sam? dodał Walek.
— Za to ręczyć nie mogę. Ale na cóż ci baron?
— Mam potrzebę zbliżenia się do niego, rzekł Luzinski.
— Nie będę cię badał — bądź spokojny — odparł, klepiąc go po ramieniu Bogunio — a że z serca ci się ofiaruję pomagać — wierz.