Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/271

Ta strona została skorygowana.

Wprawdzie wygodnie było w Bożej Wólce, ale towarzystwo szumne, hałaśliwe, łatwe do zwady, lekceważące Luzińskiego, — nie smakowało — mu. Znalazłszy w swoim pokoju jakąś książkę, siadł i czytał.
Bogunio zajęty końmi, ludźmi, śniadaniem, podobno w dodatku wierzycielem jakimś, jeszcze niepokazywał się. Już miał zejść Walek na dół, gdy zapukano do jego pokoju i oznajmiono mu, że na dole nań czekają. Dosyć zdziwiony znalazł w dziedzińcu przechadzających się razem ręka w rękę, jakby starych znajomych, gospodarza i barona Helmolda.
Luziński był już z nim niby od dnia pierwszego spotkania znajomy, przywitali się, ale na teraz badając się wzajemnie oczyma, ze szczególną ciekawością.
Walek był zakłopotany. Baron acz pan siebie i niedający nic poznać po sobie, był trochę skwaszony, że mu los dawał towarzysza nie do kalibru, bez tytułu, bez wychowania, bez politury i prostego takiego mieszczańczuka, ale przełknąć go było potrzeba.
— Panowie, rzekł Bogunio szydersko jakoś, macie z sobą pewnie do pomówienia o literaturze? nieprawdaż? idźcież do ogrodu i nagadajcie się.
Baron coś zabełkotał, Walek spuścił oczy, gospodarz znikł, dwaj panowie zostali sami. Z początku milczeli, rozpoczęcie rozmowy było w istocie trudnem.
— Pan Mamert Klaudzyński — rzekł baron, chciał, abyśmy się z panem skomunikowali.
— A... bardzo chętnie, odparł Walek.
— Pan zarówno wiesz moją tajemnicę, jak ja — pańską. Interesa nasze są jednej natury, powinniśmy sobie dopomagać wzajemnie.
Podał rękę grzecznie, Walek nie nawykły do podobnych zwierzeń, nie obyty z życiem, bełkotał coś niewyraźnie.
— Ja się chcę starać o pannę Emmę, pan się już podobno zbliżyłeś do hrabianki Izy. Mam nadzieję, że i ja interes mój z pomocą pana Mamerta wkrótce postawię na dobrej stopie, idźmy więc razem. Jaki jest pański plan? zapytał baron.