— Mój plan! szepnął lękliwie Walek, ale ja... ja jeszcze nie mam żadnego, nie zdałem sobie sprawy z położenia, nie miałem czasu się namyśleć.
— Nie ma najmniejszej wątpliwości, wesoło przerwał baron, biorąc rzecz żartobliwie, iż my nasze panny będziemy musieli kraść. Że ani panu, ani nawet mnie, ta francuzka klika ich nie da po dobrej woli, to pewna. Zawczasu więc należy się zabezpieczyć, jak my to wykonamy, kto da ślub? gdzie? Pan, jako miejscowy, mógłbyś to przygotować.
— Ale jestżeś pan tak blisko z panną Emmą? zapytał Walek.
— Ja — wcale dotąd nie, ale traktuję przez wszechmogącego Mamerta a za mnie mówi niewola panien, ucisk ich, znudzenie. Panna mi się podoba, ma bardzo arystokratyczną powierzchowność, przywiążę się do niej, ona także. Uważam to za rzecz skończoną, wstępne formalności w tych dniach się dopełnią, mam nadzieję. Więc jak pan myślisz?
— Ale ja, ani doświadczenia, ani inwencyi, ani planu dotąd nie mam — zawołał Walek, jeźli baron możesz co poradzić, posłucham.
— Ja?... Wprawdzie tak bardzo nowicyuszem nie jestem, uśmiechnął się Helmold — raz w życiu kradłem już pannę ubogiemu szlachcicowi, ale nie dla ożenienia... To mnie tyle tylko nauczyło, że trzeba mieć dobre konie, zresztą nie wiem nic.
Powóz, konie, ludzie, zdają mi się rzeczą najmniejszą, zresztą, najgłówniejsza ksiądz.
— Mnie się zdaje, przerwał Walek, że wedle prawa, gdy oboje młodych ludzi staje przed duchownym i objawia mu, że chcą być połączeni, żaden ksiądz nie może odmówić błogosławieństwa.
Baron zaczął się śmiać. — A! kochany panie Luziński, to pan jeszcze na tym stopniu naiwności jesteś w praktyce życia! Cha! cha!
Może tak kiedy było, ale dziś panie zależy wszystko od formalności, od formułek, z których i jednej pominąć niepodobna. Ksiądz musi być grubo
Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/272
Ta strona została skorygowana.