Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/273

Ta strona została skorygowana.

zapłacony nim się odważy na rozminięcie z prawem. Masz pan takiego księdza?
Walek ramionami ruszył.
— No, to trzeba jechać, starać się i to w ten sposób, żeby nie wyśledzono do czego pan zmierzasz. Najmniejsza nieostrożność zdradzić nas może, a najmniejsze podejrzenie uczyni wykradzenie niemożebnem.
— Ja dziś pojadę do miasteczka, odparł Luziński — a pan Baron?
— Ja wszelkiemi siłami, póki tylko przyzwoicie będzie można, starać się będę utrzymać na stanowisku. Przewiduję wszakże, iż mnie z Turowa grzecznie pozbyć się będą starali. Zawadzam im, bo ja... ja udaję, że nic nie rozumiem.
Wypędzony przybędę do miasteczka, bo widzę, poznawszy pana bliżej, dodał, że jesteś poetą, a zatem najniepraktyczniejszą w świecie istotą, trzeba będzie i za was i za siebie myśleć.
W miasteczku, gdzie się będziemy widywali?
— Najlepiej tam, gdzie pierwszym razem, szepnął Walek, w restauracyi pod Różą.
— A no, dobrze, zawołał baron. Mieliśmy dziś być razem u Mordka Szpetnego i Klaudzyński z nami, ale zdaje się, że kontrakt z nim da się odłożyć na później, pomówiemy o tem.
Nie było już co mówić dłużej, Helmold rękę wyciągnął.
— Zatem, rzekł, pakta między nami, wspólny interes, pomoc wspólna... mam nadzieję, że wszystko dobrze pójdzie.
Domawiał tych wyrazów, gdy dwie ręce sążniste spoczęły na ramionach obu młodzieńców, a głos Bogunia wesoły, krzyknął im nad uszami.
— Wszystko dobrze pójdzie, panowie moi, nie ma wątpliwości, ale chyba z czynną pomocą moją. Nie tajcie się, nie kryjcie, ja do sekretu jestem dobry, do figlów jedyny, wiem wszystko. Pozycya moja pod obozem nieprzyjacielskim czyni przymierze moje nieosza-