Pomimo tajemniczego wymknięcia się Luzińskiego z miasteczka, niebytność nie przeszła niespostrzeżona. W małej mieścinie każda najmniejsza rzecz zwraca uwagę, każda plotka jest dobrą na głodne zęby.
Najprzód urażoną była i osobiście dotkniętą wysunięciem się tem niezrozumiałem pani Pauze, zwiększyło jej to nawet zwykłą fluksyę i popsuło humor. Podejrzywała niewdzięcznika o jakieś pokątne miłostki nieprzyzwoite. Było w charakterze tej nieszczęśliwej niewiasty, iż wszystkim ludzkim czynnościom, zwykle przypisywała za główny powód i dźwignię — miłość i intrygę. Nie bronił w jej oczach od tych podejrzeń, ani wiek, ani położenie, ani związki małżeńskie, ani, o zgrozo! charakter nawet kapłański. Byle w kim spostrzegła coś niewytłómaczonego, posądzała natychmiast o ukrytą miłość. Świat dla niej obracał się na tej jednej osi i gdyby, uchowaj Boże, pisała historyę, niechybnie by ją cała spowiła w romanse bohaterów.
Walek więc był silnie przez nią podejrzany o jakiś stosunek, a że się tak długo absentował z pod Róży, niemogła mu tego przebaczyć. Przyjęła go nader zimno, dając uczuć całą wzgardę i niemal dozwalając wyrozumiewać, że mógłby sobie innego poszukać mieszkania.
Usposobienie to swej pryncypałki, zręcznie umiał zużytkować oberkelner pan Ignacy, dla którego przybysz był solą w oku i podszepnął gospodyni, że pokój