Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/279

Ta strona została skorygowana.

na górze może być potrzebnym, a Walek, gdyby był co dobrego, toby go jego opiekun za drzwi nie wypchnął.
Pani Pauze wszakże miała serce zbyt dobre, ażeby tak odrazu potępić się ważyła człowieka, skarcić go chciała, nie odepchnąć, wymódz poprawę i skruchę. Nie była zresztą dotykalnie pewną winy i jej doniosłości.
Cała służba restauracyi pod Różą, dała czuć przybyłemu, iż pani była zagniewaną, obchodzono się z nim w sposób lekceważący, a gdy zażądał obiadu, oberkelner kazał mu posługiwać Hance i sam ani się ruszył.
Nikt do niego nie przemówił słowa. Kara ta za grzechy wszakże na zatwardziałym winowajcy nie uczyniła najmniejszego wrażenia, zamyślony, przejęty, zdawał się ani słyszeć, ani widzieć, ani rozumieć co się w koło niego działo.
— Jemu coś jest, szepnęła Hanka, która miała bystre oko, gdzieś mu się nie powiodło pewnie! Siedzi chmurny, dobrze mu tak! Bałamut jakiś, niech się nie włóczy za dziewczętami.
Pani Pauze chociaż udawała, że nie widziała nic, zdala wszakże przyglądała się nieszczęśliwemu, litościwe jej serce poruszyło się i kazała go prosić do swego pokoiku na kawę.
Hanka przyszła mu o amnestyi oznajmić, Walek wstał i obojętny poszedł.
— A pięknie się pan sprawuje, odezwała się pani Pauze, gdzież to pan bywał?
— Ja? na wsi, rzekł Walek poprostu.
— Na wsi? u kogo?
— U mego kolegi w Bożej Wólce.
— Hm! hm! — potrząsając głową rzekła wdowa, a pieszo pan powrócił?
— Konie odprawiłem od grobli, odezwał się Walek wzdychając. Cóż pani myślałaś?
— Cóż ja mam myśleć! co mnie do tego? — z pewną