Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/28

Ta strona została skorygowana.

idący w letniem ubraniu, palił cygaro; był słuszny, chudy, miał bakenbardy angielskie ogromne i widoczny pierścień herbowy na palcu z kamykiem o dwóch warstwach, aby na białem tle insygnia szlacheckie wychodziły tem dobitniej.
Z początku milczano jakoś, pan Marcin sapał, jejmość wzdychała, Finetka dyszała ze zmęczenia, panna Idalia była zamyślona, Roger ziewał dla dowiedzenia, że się nudził.
— Wiesz ojcze co, rzekł na grobli, wiesz co, — powiem ci raz co mi dawno ciąży na sercu, to życie nie do zniesienia dla mnie. Jeźli mamy dłużej pozostać w miasteczku, ja cię żegnam i ruszam w świat.
— Hę? odezwał się Skalski odwracając, co ci znowu?
— Roger jest szczęśliwszy odemnie, dodała Idalia, przynajmniej jest wolny, może iść w świat, gdy ja przykutą tu jestem jak grzyb, i grzybieję.
— Ale moje dzieci, rzekł powolnie aptekarz, wiecie dobrze, iż ja oddawna myślę o przeniesieniu się na wieś, to jednak nie może się tak zrobić jak z palca wywinął. Stracilibyśmy wiele.
— Trzeba mieć umysł ku wznioślejszym zwrócony celom, odparła żywo Idalia, dla sprawy ducha, warto coś poświęcić. Nas dwoje, ja i Roger usychamy, trawiąc najpiękniejsze nasze lata w tej dziurze, Roger miał słuszność, to nie do zniesienia.
— Dzieci biedne mają racyą, mają zupełną racyą, szepnęła matka, ja ci to niemal codzień powtarzam, ale to jak groch o ścianę.
Biedny pan Marcin ruszył ramionami.
— Tak, tak! rzekł, gderzcie, gderzcie, dobrze to wam pleść, a Rogerek wszakże potrzebuje wiele, a Idalia lada czem się nie obejdzie: temu potrzeba Hawanny, koni wierzchowych, sukni paryzkich, koszul webowych, a pannie koronek, fraszek, książek, nut, perfum i sukienek. Jeźli stracimy część majątku, na to wszystko nie starczy, jasna rzecz, a my starzy