Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/280

Ta strona została skorygowana.

urazą odezwała się pani Pauze. Życząc mu dobrze, naturalnie byłam niespokojna.
— Dziękuję bardzo pani.
— Bo tu się o pana też i dowiadywano, dodała wdowa.
— O mnie? kto?
— Pytał się o pana ten, nieznajomy jegomość, co aptekę słyszę kupił.
— Był tu?
— Przechodząc, pytał się Ignacego, a Ignacy mu powiedział, że niewierny dokąd się pan udał.
— Dziękuję pani za wiadomość, pójdę mu podziękuję za troskliwość, odezwał się wstając Luziński.
Wdowie wcale się ten pośpiech nie podobał, z jakim przypuszczony do jej mieszkania młodzieniec, któryby był powinien umieć ocenić tę łaskę, zaraz po kawie chciał to ustronie ciche opuścić. Westchnęła, Walek skłonił się, podziękował za kawę i znikł.
Uczuć, jakie po sobie zostawił, malować niebędziemy. Pani Pauze wyrzucała sobie gorzko dobroć swą i powolność, ale miała słabość dla tego sieroty.
Luziński tymczasem pośpieszył do doktora Waltera, acz w istocie niewiedział po co. Chciał się rozerwać, był niespokojny, myślał że mu stary dziwak pomoże radą. Nie zamierzał się przed nim spowiadać, ale w ogólnej rozmowie coś natrącić było można, mówiąc jakby o trzeciej osobie.
Nim jeszcze doszedł do dworku, na drodze już zetknął się z tym, kogo szukał.
— A! powróciłeś pan, zapytał niespokojnie wpatrując się w niego stary.
— Przed chwilą powiedziano mi, że pan byłeś łaskaw dowiadywać się o mnie, czy mogę mu czem służyć?
— O! nie! popytać go tylko chciałem o... Skalskich, ale to nie pilno. Był pan daleko?
Walek się zaczerwienił.
— Jeździłem do przyjaciela do Bożej Wólki.
Walter mierzył go oczyma, nic nie mówiąc. Tu