Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/287

Ta strona została skorygowana.

ceni? co to komu daje? Jeźli się tego talentu zlękną jak witryolu, którym polać im możesz ich suknie pożyczane i popalić, będą stronić, pochlebiać, nie nawidzieć mocniej jeszcze i szkodzić. Urok geniuszu dla tłumu niezrozumiały. Obok najprawdziwiej, najświetniej obdarzonego człowieka, który talent wykołysał i wyolbrzymił pracą, stanie salonowy świszczypałka z ich żargonem, z dowcipkiem pożyczanym, ze śmiałością i zaćmi nawet geniusz. Literackiemi gruntownemi zasługami dobija się wiesz czego? korony cierniowej i pomnika na grobowcu, ale nie stanowiska na świecie. Kto myśli o tem, by natchnieniem upiekł pieczeń, świętokradzcą jest, służyć trzeba idei, nie brzuchowi. Obok istotnych darów, fałszywe klejnoty ludzi zręcznych świecą jaśniej od prawdziwych dyamentów. Słuchają Tassów, których melodyjna poezya ucho im głaszcze, ale gdy w imię poezyi wieszcz wyciągnie dłoń do dłoni, serce chce przycisnąć do serca, zamkną go w szpitalu waryatów.
Luziński się uśmiechał fałszywie, ale zżółkł i gryzł się tem przeciwieństwem upartem. Głuchy był na argumentacye, chociaż go one męczyły.
— Szanowny panie, rzekł, w końcu z uśmiechem kwaśnym, bardzo ocenić umiem jego łaskawą o mój los troskliwość, wszakże zostawcie to mnie. Będę wiedział co począć...
Zamilkli.