Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/290

Ta strona została skorygowana.

chcąc przecie wyjść, bo się czegoś ciekawego spodziewała.
Luis wszedł, oczekiwano nań, hrabina po krótkiem przywitaniu zapytała obcesowo:
— Kiedyż on jedzie? kiedy jedzie?
— Kto? spytał syn, muskając wąsika.
— No — baron, czego on tu siedzi? to nie jest bez znaczenia.
Luis ruszył ramionami.
— Albo ja wiem, jakie to może mieć znaczenie? Spojrzał na Manetkę. Ta się z nim nieustannie chichocze i to go trzyma.
Baronowa ruszyła ramionami i pogroziła synowi.
— Sto razy mówiłam ci, żebyś ty sobie z głowy wybił Manetkę.
— Ale ja nie potrzebuję wybijać jej z głowy, bo mi tam nigdy nie siedziała, rzekł Luis. Manetka spojrzała na niego i dała mu znak, że to na jego rachunek zapisze.
— Manetka służy za parawanik, przerwała hrabina — to jest chłopiec zręczny i wie dobrze, co robi on już ręczę ci zawiązał jakąś intrygę.
— Z kim? — zapytał Luis, siadając w fotelu.
— Z Izą, lub z Emmą, Iza widocznie mu się narzuca sama, z takim bezwstydem ochydnym, nieprzyzwoitym, że ja na to patrzeć nie mogę, mnie obrzydliwość porywa.
To mówiąc hrabina załamała ręce...
— Ale na miłość Boga, mógłbyś mu dać do zrozumienia, żeby sobie jechał, po co tu siedzi? Otwarcie mu mów, że my nigdy na małżeństwo niewłaściwe, nie wygodne dla nas nie zezwolimy. On to przecie powinien zrozumieć, bo to się praktykowało wszędzie na świecie, gdzie szło o utrzymanie świetności rodziny. Poświęcano córki, oddawano je do klasztoru, aby linii męzkiej dać potrzebny majątek. Nie mamy się wcale czego wstydzić, ani z tem kryć, idzie o ocalenie imienia hr. Turowskich, a że dwie uparte, głupie stare panny po dobrej woli nie chcą się poświęcić, no, znaj-