Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/293

Ta strona została skorygowana.

dowiem? rzekł powoli. Każecie mi barona wyforować no to pójdę i....
— Ale — na miłość Boga! tylko znowu bez skandalu, rzucając się ku niemu, poczęła hrabina. Wiecie jak jesteśmy i tak niecierpianemi w sąsiedztwie, niechże nas nie biorą na języki.
— I dla tego, rzekł Luis, wolałem go zostawić ażby się znudził i sam wyjechał, a jestem pewny, iż się wybierze wkrótce. Ja okazuję mu twarz zimną, jestto człowiek dobrze wychowany, zrozumie.
— Manetka niech dziś nie wychodzi — dodała hrabina, obracając się do niej, powiemy, że chora, nie będzie miał pretekstu.
— A ja pójdę do niego na kawę, rzekł du Val i poufnie mu się zwierzę, że Luis ma pilny interes.
— Za pozwoleniem, nagle wtrącił Luis, boję się kuzyna du Vala — ja to sam ułatwię. Idę do niego.
— Czekaj, rzekła matka — kilka słów jeszcze.
Zwróciła się do Manetki, szepnęła jej coś na ucho, a dziewczę wyszło z pod chustki, rzucając groźne, mściwe wejrzenie na kuzyna Luisa.
— To są rzeczy podrzędne, odezwała się hrabina, zniżając głos — ale należy wcześnie naradzić się, obmyśleć plan postępowania. Luisie ani ty Brunonie nie chodzicie do tego biednego hrabiego, nie widzicie jego stanu, ale temu nieszczęśliwemu codzień jest gorzej mówię wam, co chwila gorzej. Co poczniemy na wypadek katastrofy?
Jeźli prawo nie daje nam absolutnej opieki nad pannami. Luisowi i mnie, one nieskończywszy żałoby, nam się wyrwą.
— Ale ojcu nie może być tak źle — zimno odezwał się Luis.
Du Val dodał cicho:
— Doktór mówi, że z tą chorobą można żyć niewiedzieć jak długo.
— Ale ja patrzę jak on z sił opada, jak w oczach gaśnie.