Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/30

Ta strona została skorygowana.

— Ale poczekajcież, już to się wszystko rychło załatwi, mówię rychło, nim rok upłynie. Mam napiętego kontrahenta.
— Napiętego kontrahenta! drwiąco powtórzył Roger, doskonałe wyrażenie! cha, cha! Ale przyznaj się ojcze przedwieczny, dodał niby dowcipkując, że żywisz potajemną nadzieję zadzierżawienia apteki, nie sprzedania, i chcesz aby nad nami to aptekarstwo wiecznie wisiało jak miecz Damoklesa. A to tylko przez chciwość i skąpstwo.
— Jeszcze ty mi będziesz skąpstwo wyrzucał! odezwał się oburzony rodzic, czy ci czego zabrakło? żałuję ci na twe fantazye?
— Bo wiesz, że tegobym nie zniósł, odezwał się Roger z dumą, ale jesteś skąpy i ciasnowidzący. Tak, jak gdyby na wsi nie można również grosza robić...
— Zapewne, ale nie ja to potrafię, bom całe życie spędził u moździerza, a nie na polu.
— Co też ojciec gada! po co to mówić! zerwała się Idalia, cela soulève le coeur, u moździerza! affreux! przecież papa sam gospodarować nie potrzebujesz, i będziesz miał rządcę.
— Tak, tak, żeby mnie kradł, jak pan Mamert Turowskich, bo wkrótce pono na to wyjdzie, że on się stanie bogaty, a oni pójdą z torbami, przerwał aptekarz. Zostawcie to mnie i bądźcie spokojni.
— Słyszeliśmy to, zawołała Idalia, nie jeden, ale tysiąc razy. Jak tylko papę naciśniemy, zawsze nam odpowiada, bądźcie spokojni, a czas upływa...
— I cierpliwości braknie na to niedołęztwo ojcowskie, rzekł Roger, cela depasse les bornes... Trzeba mnie było wychować na farmaceutę, a Idalke na klucznicę, toby było logiczne.
Przybity ojciec spuścił głowę, milczał.
— Widzisz! widzisz! powtórzyła obyczajem swym żona, ja ci to samo codzień mówię. Dzieci mają racyą, są jeszcze bardzo delikatne, bo zważ jakie masz