Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/309

Ta strona została skorygowana.

ze starą hrabianką dla miliona! To są rzeczy powszednie.
Roger się uśmiechnął.
— Bo to są wszystko dzieciństwa, dodała Idalia, te udawania, te sentymenta, kiedy wszystkiem rządzi rachuba.
— Czemu ty, poczęła po chwili, nie zbliżysz się przynajmniej do Waltera. Rodzice mi pomagać nie chcą.
— A ja nie mogę! rzekł Roger.
— Czemu?
— O, bo tam już podobno wśróbował się podrzutek ten Luziński. W wielkich słyszę łaskach teraz u Waltera.
— To go wykurzyć! przerwała Idalia, o! gdybym ja była mężczyzną, inaczej bym sobie rady dawać umiała, wy wszyscy jesteście wymokłe śledzie. Żadnej energii, żadnej śmiałości, fe! fe!
— Luziński ma rozum, on wie że tam coś zyskać może, opanuje go i mnie będzie szkodzić.
— Ich trzeba poróżnić, trzeba go ztamtąd wypędzić, ale na miły Bóg, dajcie mi tu doktora Waltera na godzinę, a ja sama to wszystko zrobię, przecież pójść do niego nie mogę.
— Ale kochana Idziu, rzekł Roger, chociaż w zasadzie możesz mieć bardzo słuszność, zdaje mi się, że się łudzisz co do Waltera. Ce n’est pas un homme du monde, vous n’aurez pas de prise sur lui, gbur, zużyty, stary, fantastyk.
— Zostawcie to mnie! rozśmiała się Idalia, nie ma starego mężczyzny, który by się młodej a zręcznej oparł kobiecie, jeźli mu ona potrafi dać do zrozumienia, iż go wyróżnia od innych. Ja jestem swego pewna on oszaleje, zapomni o wszystkiem, tylko mi go dajcie! tylko mi go dajcie!
Matka płakała. Roger począł się śmiać, ale śmiać tak, że się położył na fotelu. Idalia wzięła drugą cygaretę. Czy na odgłos śmiechu, czy z innego jakiego powodu, wszedł właśnie ojciec, nie śmiało, po cichu,