Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/311

Ta strona została skorygowana.

do Rogera — słyszysz, gyd idzie o szczęście dziecka. Przecież ja mówię, że to będzie moje szczęście stanowić.
Stary aptekarz nadto był przybity i smutny by się wdawać w dłuższą rozmowę, siadł przy żonie i począł wycierać okulary, wzdychając.
— To dobre jest, zawołał po chwili, bo właśnie dziś Walter ma być u mnie, aby podpisać tranzakcyą.
I ojciec go nie prosi do salonu? zapytała córka.
— Ja go poprosić mogę, ale on nie przyjdzie.
— No! to ja go sama poproszę! zawołała córka.
Roger śmiał się ciągłe.
Rozmowa się na tem przerwała, ale Walter wieczorem w istocie przyszedł do gabinetu Skalskiego, a Idalia, która go szpiegowała, w kilka minut zbiegła prosić na herbatę do matki.
Doktór popatrzał na wystrojoną ładną pannę i skłonił się milczący.
— Bardzo paniom dziękuję, mam zajęcie.
— O! cóż znowu, żeby pan nam nie zrobił tej przyjemności i nie zaszedł na chwilkę, ale bardzo proszę!
To mówiąc, zbliżyła się śmiało, podała, mu rękę i opierającego się nieco pociągnęła na górę z minką tryumfującą. Matka zobaczywszy ją wchodzącą do salonu, zbladła i zaczerwieniła się. Walter był widocznie zakłopotany, nie rad ze siebie i wydawał się szorstki jak nigdy, ale Idalia już była postanowiła nie zważać na nic. Siadła przy nim i zaczęła rozmowę od tego, jak się on nudzić musi.
— Ja się nigdy w życiu nie nudzę, odparł Walter, bo pracuję.
— To się pan męczy.
— Mnie tylko ludzie męczą.
— Jakto i kobiety?
— Szczególniej kobiety, odparł doktór, bom odwykł od ich towarzystwa.
— Więc trzeba nawyknąć.
— A na co mi się to zdało? — spytał Walter.