Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/315

Ta strona została skorygowana.

Gdy odeszli dobrze od apteki, Walter się zatrzymał.
— Znasz doktorze oddawna Skalskich?
— Jakże być może inaczej.
— Cóż powiesz o pannie Idalii?
— O pannie Idalii! — powtórzył doktór, trudno co powiedzieć, prócz, że poszłaby za mąż za starego diabła, gdyby miał jaki milion w pazurach.
— A! a! — rzekł Walter.
— I to dodam, że się was uczepi, dopowiedział Mylius, bo czuje pieniądze, zresztą ni to złe ni dobre, dosyć popsute, zwichnięte, może by się dało przerobić na co poczciwego, ale ciężko.
— To epizod, przerwał Walter i rzecz małej wagi, mam z wami mówić o ważniejszem czemś.
Westchnął.
— Niepodobna by was los waszego dawnego wychowańca nie obchodził! Przyznaję się, że mnie on interesuje.
— Niegdyś, smutnie odezwał się Mylius, było to jakby moje rodzone dziecię, kochałem go bardzo, może nadto kochałem i dlatego dziś stał mi się więcej niż obojętnym, nie ma go dla mnie.
— Sądziłem, że to usposobienie wasze przejdzie, a chłopaka szkoda by było, gdyby zginął.
— Należy wcześnie go opłakać, rzekł Mylius, bo nieochybna zguba go czeka.
— Dla czego nieochybna? — trochę żywo przerwał Walter, macie żal, to was czyni stronnym w sądzie i przewidywaniu. Dopóki można, trzeba go ratować.
— Tak, dopóki było można, rzekł Mylius, moja to wina może, ale dziś jest bodaj zapóźno. Pieszczotami mojemi wyrosło w nim złe, zagłuszyło dobre i dziś to już moralna ruina.
— Ale jeśli się poczuwasz, żeś go popsuł, nie jest-że obowiązkiem poprawić?
— Jak? — zapytał Mylius, dziś on mnie i całemu światu pluje w oczy, któż na nim przewagę jaką mieć może? kogo on poszanuje? — Tak, dodał po krótkiem