Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/317

Ta strona została skorygowana.

bi co chce. Jakkolwiek wam się zdaje, że stanowczo wiecie, iż tam się coś podobnego święci, ja wam powiem, że bardzo wątpię.
— Dla czego?
— Bo mam dowody, ze panny hrabianki wcale o tem na teraz nie myślą. Przynajmniej w tej chwili nic nie grozi. Świeżo prosiły mnie i zaklinały, abym użył wszelkich możliwych środków przekonania i skłonił hrabinę do przeniesienia starego, chorego ojca, do miasteczka. Jedna z nich z kolei chce być przy nim. Miarkujesz pan, że gdyby się zbierało na jakąś intrygę, ojciec by na pierwszym planie już nie był. Zostawiono by go w Turowie.
— Ale jakże wy znowu nie widzicie, że to potwierdza moje domysły? przerwał Walter. Chcą mieć ojca w miasteczku, aby był pretekst widywania się tutaj z tym obałamuconym chłopakiem.
— I hrabianki mój dobrodzieju, rzekł Mylius — są dobre panny, przecież hrabianki! Nie zapomną one co winny imieniowi, żadna z nich Luzińską być nie zechce.
Walter trząsł głową.
— Mój doktorze, odezwał się — wszystko to słuszne w poprzednim, zwyczajnym toku rzeczy, lecz tu są okoliczności przeważne, dla których się zapomina o hrabstwie — niewola i chęć odemszczenia za nią...
— To są domysły i marzenia — zawołał Mylius, ręczę wam, to być nie może. A choćby się której zamarzyło nawet, prędko jedna drugiej wybije z głowy. W ostatku, ożeni się, no! to się ożeni. Mogło by być gorzej.
— Ale nie może być gorzej! bo to widoczna zguba!
— Co on was obchodzi? — ja myśleć o nim nie chcę. Mówią, że nad pijanemi jest Opatrzność, ja wam powiem, że i nad waryatami jak on. — Zostawmy to Opatrzności. — Ja o nim wiedzieć nie chcę.
— Nielitościwy jesteś doktorze.