Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/32

Ta strona została skorygowana.

wielkiemi tonami Rogera, ani francuzczyzną panny Idalii, często jeszcze w głos, publicznie, poprawiając w niej omyłki.
Mylius był w isocie strasznym człowiekiem. Wszyscy niemal lekarze, w których rękach jest życie i śmierć ludzi, nawykając do nadzwyczajnych względów i grzeczności jakie im okazują nieszczęśliwi będący na ich łasce — przybierają powoli ton dosyć gburowaty, rażący, niemal dumny. Któżby im tego nieprzebaczył przy pracy, podrażnieniu, wrażeniach, na jakie są wystawieni? Miał może i doktór Mylius nieco tej doktorskiej surowości, ale w nim prawdomówność bezwzględną rodziło głębokie przekonanie, iż ona ludziom jest potrzebną, zbawienną i należy do obowiązków sumiennego nietylko lekarza ale człowieka. Nigdy też nieprowadziła go ona do gburowstwa, do zapomnienia się; w formie nader przyzwoitej, z uśmiechem umiał najboleśniejsze zawrzeć przestrogi.
W miarę jak Mylius się zbliżał, twarz pana Marcina Skalskiego nabierała tego rozpromienienia urzędowego, z jakiem każdy grzeczny podkomendny, witać zwykł swojego pryncypała. Jejmość zawahała się czy naśladować prototyp swój, męża — za którym szła ilekroć dzieci jej nie przeszkadzały, czy kochane dziatki, które doktora szczerze nie lubiły. Oblicze jej więc zostało martwem i wywiesiło neutralną flagę.
Mylius zawołał, o kilka kroków będąc od nich:
— Otóż to przykładna rodzina! Witani! ojciec, matka i dziateczki razem, zgodnie, pięknie, niewinnej używające rozrywki. Widzę, że państwo zdążacie do Piacenzy.
Tu nastąpiły ukłony.
— A tak, odezwał się skromnie nader aptekarz, wyszliśmy użyć świeżego powietrza; szczególniej dla młodzieży potrzebnego, Idzia pokaszliwa.
— O! o! o! przerwał doktór z uśmiechem — niech mi panna nie waży się kaszlać, bo skażę na bardzo gorzki mech islandzki.
— Nie kaszlałabym dla satysfakcyi — odparła Ida-