Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/33

Ta strona została skorygowana.

lia, ale to powietrze miejskie — nieznośne, ciężkie, cuchnące.
— O! o! o! odpowiedział doktór — proszę! proszę, powietrze miejskie! doprawdy żyjąc w niem lat trzydzieści, nieopatrzyłem się, żeby tak było zabójcze! Przecież pani się w niem urodziłaś, wychowałaś, rodzice także, i jakoś do tej pory było znośnem.
Panna Idalia zrobiła minkę pogardliwą, ruszyła z lekka ramionami.
— Wierz mi pani, dodał Mylius, choćby jako doktorowi, mało miasteczek i niewiele wiosek, mają tak zdrowe powietrze jak nasze. Nie jesteś pani delikatniejszą od innych. Co się tyczy chorób piersiowych, te u nas są nader rzadkie.
— Tak — przerwał Roger — w klassach niższych przy silniejszej budowie, ale szlachetniejsze organizacye?
— O! o! o! rzekł doktór, uśmiechając się, co też mi to pan Roger prawi! o! o! o! Szlachetniejsze organizacye same się zabijają niedorzecznem życiem. Próżnowanie, siedzenie, tytuń, rozpuszczenie fantazyi na cztery wiatry was zabijają. Lud nie ma wygód jakie wy macie, musi pracować rękami, narażać się na wpływy atmosferyczne często szkodliwe a żyje i zdrowszy jest, bo dla niego trud stanowi tę gimnastykę, którą wam zalecam nadaremnie. Niechby panna Idalia spróbowała szwedzkiej gimnastyki, zajęcia w ogródku, nakazała sobie sama dobry humor, a kaszel by przeszedł i bez mchu.
— Na nieszczęście, odparła powolnie piękna panna, znacznej części rad pana doktora usłuchać nie jestem w możności. Niecierpię gimnastyki, nielubię ogrodu, nieumiem pętać mej wyobraźni i nakazywać humorowi.
— To źle, to bardzo źle — rzekł Mylius, ale czas, większy odemnie, lekarz, jakoś to naprawi. Komużby wolno było kaprysić bezkarnie jeźli nie pięknym pannom?
— Pan to nazywasz kaprysami?