Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/333

Ta strona została skorygowana.

wspomniał, pożegnał się gdy nadszedł ksiądz wikary i poszedł do miasteczka.
Na twarzy w oczach znać było walkę wewnętrzną, człowiek ten, niegdyś tak spokojny, choć zachował powierzchowność dawną, krył pod nią na nieszczęście nowo nabytą słabość. Jest-to jedna z tych, które na chwilę nieopuszczają, raz pochwyciwszy człowieka, febra daje odpocząć, miłość nigdy. W starszym wieku, jak inne choroby, staje się ona niebezpieczniejszą jeszcze.
Mylius powlókł się przez miasteczko. Jak zwykle pochód jego przerywany był konsultacyami w pośród ulicy. Filuterni mieszkańcy znając dobroć konsyliarza, wybiegali naprzeciw niego, aby za wizytę nie płacić, doktór stawał i w rzadkich tylko razach zachodził opatrzyć słabego lub zapisać receptę, — najczęściej na wydartej kartce zapisał coś ołówkiem, dał radę ustną i szedł dalej.
Dnia tego, dlatego może właśnie, iż się doktór śpieszył, więcej klientów go zatrzymywało niż zwykle. Najprzód, na balkoniku drewnianym, stojąca z podwiązaną twarzą pani Pauze, zażądała, by do niej zaszedł.
Doktór wiedział, że tam stał Walek, ale chorej niepodobna było odmówić.
— Cóż to mojej pięknej pani? zapytał, wchodząc, co? buzia napuchła? hę?
Pani Pauze uśmiechnęła się, ale starając się utrzymać godność przyzwoitą gospodyni restauracyi pod Różą.
— Zawsze mój doktorze ta fluksya — ale proszęż usiąść.
— Nie mam czasu siedzieć? Fluksya! niech się pani nie irytuje.
— Mój doktorze, jak tu się nie gniewać i nie niecierpliwić, z temi sługami, gośćmi, z tysiącem różnych powodów.
— Pij, moja dobrodziejko, wodę sodową, limoniadę, ot i cała rada.