Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/339

Ta strona została skorygowana.

ści towarzystwa lekarskiego, no i ja bym się coś przyłożył. Ale — dodał, potrzeba mi tego prędko.
— Jak prędko? spytał Szurma.
— No — jak można najprędzej, bo...
— Bo co? zapytał Szurma trochę zdziwiony.
— Bo, miałbym potem inną dla pana nie mniej ważną robotę, kartę hydrograficzną całego obwodu tego, poprzerzynanego strumieniami, błotami.
Inżynier, niedowierzająco poglądał na doktora.
— Prawdziwie, rzekł, spadłeś mi pan jak z nieba, uszom mi się niechce wierzyć. Tyle roboty na raz, gdy właśnie zdawało mi się, że jej zabraknie. A jakiż cię to anioł stróż przyniósł do mnie?
Mylius zrobił minę rubaszną.
— A gdzież, do kogo miałem pójść?!
No — podejmiesz się?
— Ale z największą chęcią, z wdzięcznością.
— Z jaką? za co? że ty mi łaskę robisz? toćbym musiał nieznajomego sprowadzać z Warszawy i powierzyć to w ręce może mniej sumienne, gdy właśnie idzie o dokładność.
Szurma uderzył się w czoło.
— Pokazuje się, że nigdy wątpić nie trzeba, i nigdy rozpaczać...
Są cuda!
— Jakie cuda! jest to, że praca uczciwa prędzej lub później, znajduje uznanie — jest-to i nic więcej.
Szurma słuchał i ruszał ramionami.
— Mój konsyliarzu, powtórz że mi to coś mówił!
— Z waćpana sceptyk widzę, niepoprawiony, powtórzę więc, że we dwa lata dam panu zarobić dwadzieścia, trzydzieści, czterdzieści tysięcy.
Szurma się porwał z siedzenia.
— To bardzo ładne, rzekł, ale jeśli żartujecie, gotuje mi się przebudzenie bardzo gorzkie.
— Ja robię umowę zaraz na piśmie.
Inżynier zamilkł, zadumał się, lice mu się rozjaśniło powoli i natychmiast ochmurzać znowu zaczęło.