Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/340

Ta strona została skorygowana.

— Pozwól spytać — jeśli to nie będzie nieprzyzwoitością, masz pan rodzinę?
— Zostało z niej niewiele, odparł Szurma — rodzina moja była ubogą, jestem syn rzemieślnika, wybiłem się o własnych siłach.
— Pomagasz więc rodzinie?
Zapytanie to zdawało się dziwić inżyniera.
— Nie, bo ona niepotrzebuje pomocy mojej — ubodzy są, ale nawykli do swego stanu, a jeźli pragną czego, to żebym ja potrafił wyjść na człowieka.
— Zdaje mi się, że z zupełnem prawem nazwać się nim możesz — odezwał się doktór.
— Nie, zawołał z wyrazem energicznym młody człowiek — nie! Im z niższego wyszedłem stanowiska, tem wyżej mi się dźwignąć potrzeba. Czuję w sobie siły do tego, ale mi środków brakło. Ta praca właśnie może mi ich dostarczyć. Pojadę do Paryża, do Londynu, będę się uczył, pracował i wsławię jakim świetnym wynalazkiem.
Mylius patrzał nań zdziwiony.
— Tego ci tylko potrzeba?
— Tylko tego, odparł Szurma z zapałem, nic więcej — poświęcę wszystko, ale pokażę światu, że syn ubogiego rzemieślnika, potrafi tam dojść, gdzie zgrzybiała ta arystokracya po złotych wspinając się drabinach, nie dolezie. Gdybym geniuszu nie miał, stworzę go w sobie pracą.
Mylius westchnął.
— Jest-to piękny plan — rzekł, bardzo piękny plan, ale — kochany panie, są rzeczy może piękniejsze na świecie, to uczciwy, cichy żywot pracy w gniazdku przez nią usłanem.
Szurma z wyrazem zdziwienia spojrzał na doktora.
— Sielanka jakaś? spytał.
To nie jest wiek sielanek, doktorze, ani wiek elegii — ale epopei i dramatu. Tylko epos kuje się z żelaza, dramat bucha parą, a w wojnie tej padają ofiar tysiące z głodu, przy przekopie Suezu, wysadzo-