Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/342

Ta strona została skorygowana.

— Kobiety, miłoście, szczęścia są dla ptaszków, co gniazda ścielą z puchu, orły gniazd nie mają, a orlice samotne im skałach hodują niemowlęta. Wolno tym co mają imiona, którzy mają przeszłość, delektować się szczęściem, nam siewaczom przyszłości, nie.
— Któż wy jesteście?
— Jeśli imienia nie wiecie, spytajcie się echa wieku, ono wam powie nasze imię Demos...
Mylius wstał z kanapy, zapał Szurmy nietylko że mu się nie udzielił, ale zdawał się na nim przykre czynić wrażenie, jakby omylonej rachuby.
— No, ale wracając do rzeczy, zapytał inżynier, umowa nasza?
— Nasza umowa, rzekł zakłopotany doktór, tak! umowa! Widzicie zależną jest jeszcze od tych, z którymi wspólnie koszta poniosę, więc napiszę i wkrótce dam wam znać o tem.
Ton i sposób traktowania sprawy tak były zmienione, iż Szurma nie mógł tego nie uczuć, a pojąć nie umiał, co tę metamorfozę spowodowało. Nie mógł jej przypisać przekonaniom doktora, gdyż znał je dobrze, niewiedział co go tak nagle ostudziło.
— Ale przynajmniej dajecie mi słowo, że robota, jeźli przyjdzie do skutku, mnie nie minie i komu innemu daną nie będzie?
— O! na to! — uśmiechając się odpowiedział lekarz, na to słowo daję i ręczę wam, że wszelkich starań dołożę, aby usłużyć tak zacnemu człowiekowi.
To mówiąc, pożegnał go Mylius i z głową ciężka wyszedł z dworku na ulicę.