Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/350

Ta strona została skorygowana.

miasta, a zdaje mi się, że doktór albo tego nie doradził, lub przynajmniej na to nie nalegał.
Mamert westchnął.
— Zlitujcie się panowie, ostrożności! nie można jej mieć nadto! Jeźli się przed czasem wyda rzecz runie wszystko.
Chwilę milczeli spiskowi.
— Jednakże mnie się zdaje, przerwał baron, iż pewne przygotowania poczynić by nie zawadziło?
— Chyba takie, z których by się nic domyślać nie można.
— Ja jutro rano przebrany mam być pod altaną, szepnął Luziński, potrzebuję pomówić z hrabianką Izą, ona wie o tem.
— Wie?! podchwycił przerażony Mamert; wie? już? jakim sposobem?
Gdy mu powiedziano o bytności Bogunia, stary lis zadumał się chmurno.
— Wszystko to nie dobre, rzekł, a jutrzejsza ranna rozmowa...
— Czy pan ją znajdujesz niebezpieczna? zapytał Walek.
— Wszystko teraz niebezpieczne, westchnął rządca. Za hrabianką z rana wyjdzie pewnie szpiegować służąca. Będą wiedzieli, że gadała z chłopem i...
Mamert pochwycił się za włosy.
— Jeźli mi pan nie radzisz iść?..
— Ja ani radzę, ani odradzam, ani wiem co począć, szepnął Klaudzyński, jedno tylko mówię — największej potrzeba ostrożności, bo i ja przepadnę i wszystkie projekta...
W ten sposób mniej więcej przeciągnęły się narady, nie mogąc do niczego doprowadzić, było rzeczą oczywistą, iż ktoś denuncyował konkurentów, szczególniej zaś barona.
Rządca po rozmowie tej, z której niepodobna było poznać jego usposobień, gdyż zdawał się dziwnie wahającym, a nadewszystko tchórzliwym, wymknął