Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/363

Ta strona została skorygowana.

— Ale panie majorze! na miłość Boga! pomówmy o tem inaczej.
— Inaczej ja nie umiem, zawołał major. Panie Szabelski, co pan na to?
— Ja na to? umhu! — rzekł Szabelski, umhu.
Na więcej Szabelski zdobyć się nie mógł.
— Widzisz hrabio, mój towarzysz ma toż samo co i ja przekonanie, nie ma ratunku, chyba by pan du Val na piśmie przeprosił.
— No, to przeprosi na piśmie! — zawołał gniewnie hrabia.
Major się począł śmiać i pokazał resztki zębów poczerniałych od fajki, których u niego od wielu lat nikt nie widział.
— A jak honor kocham, że to zabawna historya, panie Szabelski? co?
Szabelski dodał:
— Umhu!
Luis potniał i bladł, ale czy miał rozkazy mamy, czy sprawę tę rozważył inaczej, czy niewiadomo z jakich wreszcie pobudek zniósł urąganie się, zaciął usta, zmilczał.
— Wiesz panie hrabio, rzekł biorąc za czapkę major, co ja bym robił, będąc na miejscu pana Bogusława? hę? w łeb bym mu nie strzelił, bo to zawsze brzydko wygląda człowiek z rozbitą czaszką, ale bym mu dał dwadzieścia pięć takich odlewanych...
Hrabia udał, że nie słyszy, zagadywał, chrząkał.
— Zatem nie ma tu co robić, rzekł major, odsunął się, aby nie podawać ręki, plunął na podłogę, włożył czapkę, puścił Szabelskiego przodem i wyszedł.
W istocie hrabina nie dopuściła, aby du Val i syn się pojedynkowali. A co śmiechu było w Wólce i sąsiedztwie!!