Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/369

Ta strona została skorygowana.

Idalia uznała właściwem okazać czułość swego serca przed tym, któremu je przeznaczała, zrobiła minkę melancholijną i obrachowawszy przyklęknięcie z wielką gracyą, powoli zsunęła się na kolana między ojcem a Walterem.
Zgorszyli by się czytelnicy nasi, gdybyśmy myśli, jakie się snuły po głowie tego czułego dziecięcia, objawili im w całej ich naiwności. Idalka klękając, myślała o tem, jak szyjkę białą i śliczne ramiona w najkorzystniejszej pozie doktorowi pokazać, jak się niby wypadkiem doń zbliżyć, by poczuł jej oddech wonny, by mimowoli dotknął może rączki, w której drgało życie, doskonale naśladowane z francuzkiego. Ale Walter który się nieusunął wcale, zimny pozostał przy niej z początku.
Zimny! — ale któż z nas, nawet po doświadczeniach wielu, po ostygnięciu w boleściach, przy rozumie największym, nie ulegnie pokusie, gdy ta przybierze postać uroczego, młodego, ślicznego, całym przepychem i blaskiem wiosennym odzianego dziewczęcia?
Napróżno się walczy, rozum zwichnięty opada, jak ptak postrzelony w skrzydła, ostatek życia gra w popiołach, oko się iskrzy, namiętność zapomniana zmartwychpowstaje i zimny mędrzec zwyciężony, wstydzi się sam siebie.
To się stało z nieszczęśliwym Walterem, który uśmiechał się, gdy Idalia klękała, który ufny w siłę swą, nie ruszył się z miejsca, a w kilka minut siedział osłupiały i z przerażeniem widział, że szalał.
Taka to była śliczna ta wyfabrykowana piękność mimo fabrykacyi, mimo fałszu swego i nienaturalności, tak zdawała się pełną uczucia, gdy patrzała, patrzała umyślnie, paląc swą ofiarę, aby ją pożreć.
Po cichu coś mówiła do ojca, który się uśmiechał, z wpół otwartemi oczyma, a poglądała na Waltera. I oczy jej mówiły mu tak, że każde ich słowo wyraźnie rozumiał:
Kochaj bo mnie! Całe życie cierpiałeś, męczyłeś się, pracowałeś, czemubyś sobie choć na starość nie