Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/370

Ta strona została skorygowana.

miał kupić tak ładnego jak ja cacka? Choćbym ja cię nie kochała, zawsze jestem śliczną zabawką, wartą twojego miliona. Mieniajmy się, ja ci dam siebie, ty mi dasz królowanie, pieniądz, świat, zabawę.
Oczy te nielitościwe a bezwstydne, wyzywały go na odpowiedź, a jeźli kiedy fascynacyą nazwać się godziło wzrok kobiety, wytężony na dobicie ofiary, to w tej chwili.
Idalia dochodziła tą mową niemą do bezwstydu, do niesłychanego zuchwalstwa, ojciec drzemiąc się uśmiechał, ona nie patrząc nań, jak w tęczę wpatrywała się w Waltera.
Kilka razy w początkach odwrócił oczy, chciał się porwać z kanapy, odejść, uciec — nie mógł.
Grzechotnik nie spuszczał zeń tego wejrzenia, które zawsze więcej mówi i przyrzeka, niż cały świat i życie całe dać może. Nareszcie, gdy stary zbladł i głowę na piersi pochylił, jak związany niewolnik, Idalia ulitowała się nad nim i obróciła się ku ojcu.
Walter korzystając z tej chwili, powstał z kanapy, chciał wyjść.
— Zostań pan — odezwała się Idalia, pewna siebie — pójdziemy razem z ojcem na herbatę — a tam się pan oświadczysz moim rodzicom.
— Jakto, pani?
— Tak jest, tam się pan moim rodzicom o mnie oświadczysz!
Podała mu rękę. — Zobaczysz pan, że tego żałować nie będziesz, ja chcę i muszę pójść za pana.
Walter stał zmieniony, drżący — widocznie złamany.
— Nie wyjdziesz pan ztąd, aż zamienim obrączki. Ja tak chcę!
Ostatnie słowa wymówiła śmiało, stanowczo, rozkazująco, Walter, jak wrosły w ziemię, nie ruszał się już. Skalski spał, córka powoli go rozbudziła.
— Ojcze idziemy na herbatę, kochany ojcze! doktór Walter przyszedł do nas i ma coś do pomówienia z tobą.