Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/371

Ta strona została skorygowana.

Aptekarz, jak całe życie nawykł był słuchać dzieci, tak i tym razem natychmiast się rozbudził, wstał i milczący, za Idalią, która podała rękę doktorowi, wsunął się do salonu, szukając miejsca, gdzieby mógł wygodnie usiąść i zdrzemnąć się. Roger był także w salonie. Mama stała przy samowarze.
— Niechże pan mówi!... Mamo (ozwała się Idalia), doktór Walter ma rodzicom coś do powiedzenia.
Zwróciła się ku zbladłemu towarzyszowi, ale Walter ust nie mógł otworzyć.
— Doktór Walter prosi rodziców o moją rękę.
Spojrzała na niego.
— Tak jest, odezwał się dziwnym, stłumionym głosem doktór, proszę o rękę panny Idalii.
Aptekarz zdziwiony uderzył w dłonie, Roger prawie z podziwu mowę stracił, matce imbryczek z rąk wypadł.
— Niechże nas rodzice pobłogosławią, dodała uśmiechając się.
A pocichuteńku sama do siebie dodała: La farce est jouée.
Dla dopełnienia tego obrazu to tylko jeszcze dodać należy, iż gdy po odejściu Waltera i długiej rozmowie z bratem i mamą, płaczącą ze szczęścia, (wśród której to rozmowy usnął aptekarz) piękna Idalia znalazła się sam na sam ze swą garderobianą, ulubioną panną Naramską, padła na fotel, śmiejąc się do rozpuku. Trzymała cygaretkę w ustach i śpiewając poczęła mówić do służącej:
— No wiesz Naramska?... winszuj mi... idę za mąż... wiesz za kogo? za tego starego, co aptekę kupił. Okropnie bogaty! Ale, żebyś wiedziała, com się nad nim napracowała! a, com się napracowała.... był z począku jak z kamienia... Dopiero go dziś wzięłam przebojem. A! żebyś była mnie zobaczyła! Ojciec był trochę niezdrów, zastałam go siedzącego przy nim. Myślę sobie: klęknę, niby u kolan ojca, ale tak do starego się obróciłam, żeby widział szyję i plecy... Ty