Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/375

Ta strona została skorygowana.

jak ona do tego doszła, ani ojciec, ani ja bo to wyraźnie cud! A to człowiek niezmiernie bogaty!
Mylius głową potrząsał.
— To tylko źle, że go nikt nie zna, a choć się zdaje i uczony i rozumny, od czasu, jak się na takie... (chciał powiedzieć szaleństwo, ale się wstrzymał) małżeństwo odważył, zaczynam powątpiewać o nim.
— Ale mój doktorze, przerwała aptekarzowa.
— Ale moja dobrodziejko, to starzec, a to wcielony szatanik ta wasza córka!
Aptekarzowa zaczęła się śmiać, a Finetka szczekać i tak skończyła się rozmowa.
Gdy nudzący się śmiertelnie Walek Luziński przyszedł na kawę do pani Pauze, która niewiele już rachowała na niego, ale jednak wypuścić go jeszcze nie chciała, poczęstowano go obiegającą po mieście wiadomością. Walek kochał się był niegdyś w pięknej Idzi, szydersko też, ironicznie, okrutnie począł sobie drwinkować z tego małżeństwa. Ubodło go i to, że Walter mu dawniej okazywał wiele przyjaźni, a lękał się, by wpływ nieprzyjaciółki (za taką uważał Idalię) nie odjął mu jej, słowem, nie rad był i zdziwiony, a pocieszał się szyderstwem, którego staremu nie skąpił.
Po wypiciu rannej kawy u pani Pauze, która w różnych formach podawała mu naukę moralną, przyjmowana przezeń bardzo obojętnie, Luziński nie mając co robić, nie lubiąc pracować, głowę mając zajętą świetną swą przyszłością, przez której pryzmat patrzał już na życie, włóczył się najczęściej po miasteczku bez celu, tłómacząc się przed sobą, że zbiera obrazy i szuka myśli.
W jednej z tych przechadzek, (właśnie tego dnia, gdy gruchnęła wiadomość o oświadczeniu się doktora Waltera), Luziński zabłądził na ciasną uliczkę, niedaleko klasztoru księży Reformatów.
Była ona jedną z najcichszych w miasteczku, część jej zajmował długi, wysoki, stary mur opasujący ogród klasztorny, po za który zwieszały się pokrzy-