wione lip i kasztanów gałęzie, dalej stały dworki i domki rzemieślnicze w ogródkach zielonych, jak w kwiatów koszykach posadzone. Niewiele z nich przypierały do ulicy, część większa usunięta głębiej, dawnym obyczajem miała przed oknami ogródki malw, wybujałych irysów i tych przyswojonych nam roślin, co raz wsadzone w ziemię, już żadnego niepotrzebują starania.
Choć w rynku miasteczka było dosyć gwarno, a w innych jego częściach ludzie się snuli, tu oprócz kilku gromadek dzieci, bawiących się w piasku i szczebioczących na wyprzodki z wróblami reformackiego ogrodu, nie było nikogo. Drzwi dworków stały otworem, nad niektóremi skromna deszczułka oznajmywała o ubogim rzemieślniku.
Luziński puścił się tą ciszą, chcąc wyjść za miasteczko, kusiła go chata stara, w której miał rodzinę, co go przyjąć nie chciała i do której on sam przyznać się nie miał ochoty. Z daleka myślał spojrzeć na rozwalone domostwo, które było jego ojca kolebką. Słowa Waltera, który miał znać ojca Walka, teraz mu go jakoś więcej jeszcze przypominały.
Z wzrokiem roztargnionym sunął się pod murem młody chłopak, gdy obrazek dość oryginalny, a dla artysty pożądany, zatrzymał jego oko, oko wstrzymało kroki, stanął. W istocie rzadko podobny, stworzony wypadkiem jakimś, obrazek tak artystycznie pełny i tak niezwyczajny, przechodniom się nastręczy.
Naprzeciwko muru ogrodu klasztornego, stał dosyć porządny dworek, nowszy od swych sąsiadów, zbliżony więcej do ulicy i ledwie od niej oddzielony wązkim pasem, zajętym gęstemi bzami. Z za ich gałęzi tu i owdzie wysuwały się wybujałe malwy, postrojone w wiązanki kwiatów różowych. Gałęzie i kwiaty obejmowały tak szczelnie szerokie drzwi dworku, jakby je niemi umyślnie umajono. Nad temi drzwiami deska biała, bez napisu, miała niezgrabnie namalowaną trumnę. I przez otwarte drzwi widać było wielki skład gotowych trumien, różnej
Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/376
Ta strona została skorygowana.