barwy i rozmiarów, które się napraszały, wysuwając zalotnie ku ulicy...
Były przeróżne, począwszy od małych, niebiesko malowanych, z białemi krzyżykami, dla dzieci, (tyle ich umiera!), aż do politurowanych z antabami świecącemi, dla ludzi, co zasłużyli sobie na wygodne i trwałe pomieszczenie po — najdłuższem życiu, (forma prawna).
Ale cóżby tak dziwnego było w trumnach, gdyby przy nich nie grało właśnie życie wiosenne, nie tylko gałęzi zielonych, ale zieleńszej i świeższej nad nie młodości?!
Na jednej z tych trumien, wysoko dosyć postawionej, siedziała z nóżkami zwieszonemi w powietrzu, dzieweczka śliczna i śpiewała piosenkę półgłosem. Na głowie miała tylko co znać uwity wianuszek z bławatków, na piersiach pstro-żółtą chustynkę, pokrywającą koszulę i spódniczkę siną w paseczki, jaką nosi lud ubogi. Wianek sinych bławatków, ślicznie się odbijał na złocistych jej, starannie uczesanych włoskach, spadających dwiema długiemi kosami na plecy. W rękach trzymała pończoszkę i przerabiała paluszkami prędko, myśląc widocznie o czem innem, aby ciszę nudną rozerwać. Twarzyczkę miała ładną, o rysach drobnych, o usteczkach małych, o niebieskich oczkach, wesoluchną, uśmiechniętą, podobną do aniołków na obrazach, które nucąc chwałę Bogu, ani się troszczyć o nic, ani myśleć też o niczem nie potrzebują.
U nóg śpiewającej dziewczynki, wiórami i trzaskami od trumien, bawiło się kilkoletnie dziecko, siostrzyczka, koło której siedział młody psiak naiwny, niekiedy nogą zaczepiając towarzysza do wspólnej zabawy.
Światło przez gałęzie krzewów i otwór drzwi, przekradało się pasami i padało dziwnie ozłacając miejscami śliczny obrazek. Dziewczę złotowłose było w cieniu, a pies i dzieciak w świetle i blasku.
Luziński jako poeta, uderzony został kontrastem tych trumien i młodości, życia i śmierci, światła i cie-
Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/377
Ta strona została skorygowana.