Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/38

Ta strona została skorygowana.

— Ale nie zawsze warto — przerwał Walek, uprzedzam cię, że mi wyrządzisz przykrość, i że cię tu z niemi porzucę.
— Ale ja nie mam wcale zamiaru wdawać się z niemi w rozmowę, śmiejąc się uspokajał go Szurma.
— Psia droga! zawołał Walek, trzeba żeby nie można ich wyminąć, a ruszyć przez pole, to pomyślą, że się ich lękam, czy co...
— A! człowiecze niespokojnego ducha — chłodno odezwał się inżynier — cóż ci szkodzi wejrzenie? o mnie się ono obija jak o skałę, choćby było pełnem jadu, zdradzasz swą słabość, jeźli się go lękasz. Na wzrok odpowiedz wzrokiem, mając siłę, czegórz tchórzysz?
— Nie tchórzę, nie! mruczał Walek zaciskając usta, ale nienawidzę tych ludzi, kłamać nie umiem.
Inżynier się uśmiechnął.
— Dzieciak jesteś.
Rozmawiając, zbliżyli się — ostatnie kroki przeszły w milczeniu. Pierwszy Skalski, mimo przestrogi troskliwych dzieci zdjął kapelusz. Szurma go pozdrowił, Walek ruszył także swój słomkowy i — drapnął z miną nadąsaną. Tymczasem inżynier, jakoś mimowolnie czy na złość zatrzymał się chwilkę.
— Widzę, że panowie wychodzicie bodaj czy nie ze cmentarza? rzekł Skalski, przechadzka wcale nie rozrywająca.
— Mieliśmy powody, odezwał się Szurma. Chciałem zobaczyć jak wygląda grobowiec hrabiny Turowskiej, na który dawałem rysunek, a w dodatku, intrygował nas ten... wielki nieznajomy. Widzieliśmy go wchodzącego na cmentarz.
— A! nieznajomego jegomości! odezwał się zaciekawiony aptekarz.
— Tak jest, błądził między grobami.
— Między grobami? potrząsając głową, rzekła pani Skalska — osobliwsza rzecz... między grobami.
— Przecież nie ma w tem nic tak nadzwyczajnego, śmiejąc się odezwała panna Idalia, przechadzka jak inne.