Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/382

Ta strona została skorygowana.

się to zapomniało, aż w rok czy półtora, przychodzi do ojca znowu. — A! żeby cię! powiada, ot toś mi dobrą zrobił trumnę, kiedy do dwóch lat niewytrzymała, toż to się spękało w niwecz i rozpadło. Tatko mu na to, że się trumny nie do spania robią, ale koniec końcem, kazał zrobić nową i ta od dwóch lat poszła na nic, teraz już śpi w trzeciej, a ojciec powiada, że mu pewnie chyba czwartą robić będzie.
Linka się śmiała, aż wianuszek z bławatków osunął się na czoło, zdjęła go, poprawiła, przejrzała się w złomku zwierciadełka, które wisiało w kątku nad trumną dębową i zaczęła śpiewać a oczkami śmiać się.
Walek choćby był chciał patrzeć na nią dłużej, czuł, że odejść potrzeba, ukłonił się jej ładnie i poszedł. Poszedł ulicą zwolna, a oglądał się coraz i ona na niego i nim drzewa zakryły drzwi dworku, uśmiechali się sobie, jak starzy dobrzy przyjaciele.
Walek powlókł się dalej, niemal zawstydzony, przypomniał hrabiankę, swą wielkość przyszłą i tę kuzynkę bosą, sam dziwił się sobie, że takie stworzonko Boże, mogło na nim uczynić wrażenie.
Rozum się sprzeciwiał, serce czuło, że obraz Linki w niem zostanie.
Luziński nawet przypomniał sobie z tego powodu, że wszyscy wielcy geniusze, począwszy od lorda Byrona, sławili się bałamuctwem, że należało do atrybucyi poety kochać się w istotach najsprzeczniejszych, a nawet najmniej miłości godnych. Linka była śliczna, młodziuchna, trochę kuzynka, szczebiotka naiwna i siedziała na trumnach.
— Wielkiego grzechu w tem nie ma, że się trochę z nią pobałamucę, ona z tego będzie bardzo szczęśliwą, a ja się ubawię!
Sumienie bardzo posłuszne, skłoniło się ukazać mu to w jak najniewinniejszem świetle, choć fantazya rozbujała, doprowadzała zawczasu całą historyę tę do najostateczniejszego kresu.
W balladzie, którą osnął na tym tekście, jasnowłosa dziewczynka topiła się w stawie, białe jej ciało