Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/386

Ta strona została skorygowana.

już chyba nie pójdzie za mąż, a familia koło niej tańcuje panie, jak Dawid przed arką.
Tyle było słów pana J. B. Gorconiego, ale one nie padły na rolę niepłodną — wziął je do serca pan Roger Skalski.
— A toby była doskonała historya, żebym ja mógł ją poznać i... Co mi tam lat pięćdziesiąt. Idalia chce iść za tego starca, bez familii, bez dystynkcyi, a tu wszystko jest. Tylko jak?
Jak? W istocie zahaczyło się całe to zuchwałe przedsięwzięcie na tem okropnem: jak?
Roger nie miał fantazyi żywej i środków wyszukać było mu trudno, ale wieczorem, zwierzył się po cichu Idalii. Nie uznawał jej wyższości nad sobą, wszakże kobiecym tym rozumkiem nie gardził.
Idalia paląc cygaretę, słuchała go z uwagą.
— Ha! rzekła po namyśle, myśl jest dobra, ale do wykonania trudna. Wszystkie środki dawniej używane, złamane koło, wywrócony powóz, zbłąkany podróżny, zużyły się do szczętu. Romanse wydały sekret, nikt teraz nie uwierzy w żaden przypadek podobny.
Pojechać tak wprost do starej panny, debut en blanc, niepodobna.
Ale czy nie będzie to graniczyć czasem z Paprotynem? bo to w jednej stronie.
Roger nie wiedział o tem, gorączkowo wszakże zbiegł po inwentarz i mappę. Są fatalizmy! Las Paprotyński stykał się z puszczą, należącą do Wilczo-brodzkiego klucza!
Idalia i Roger plasnęli w ręce, brat ja ucałował.
— Cicho! na miłość Bożą! cicho! nikomu słowa. Jutro jadę do Paprotyna, zabieram lokaja, tualetę, powóz i jako sąsiad, mam zupełne prawo zaprezentować się w Wilczym-brodzie.
Zatarł ręce i podniósł oczy do góry.
— O fortuno! sprzyjaj mi! zawołał. Toby dopiero