Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/387

Ta strona została skorygowana.

był dobry figiel temu gołemu baronowi zmieść sukcessyę taką.
— Ale cóż mówią o pannie?
Roger powtórzył co słyszał od Gorconiego.
— Tu idzie o to, aby się ożenić — przerwała Idalia, a potem od czegóż rozum? zręczność? młodość? gdybyś sobie rady nie dał, gardziłabym tobą.
— Ale nikomu nic.
— Ani słowa...
Przyszłemu dziedzicowi Paprotyna nie było nic łatwiejszego, jak nazajutrz wybrać się, wyjechać i dobre wziąwszy konie pocztowe, w nocy stanąć na miejscu. Ponieważ dawny dzierżawca dwór jeszcze do marca miał zajmować, dziedzic miał mieszkanie w oficynie i tu się zainstallował; ale nowy nabywca już tu znalazł dwór, usłużnych ludzi i przyjęcie wielce uprzejme. Stawił się choć nocą leśniczy, który równie dobrze znał ostępy i knieje, jak sąsiedztwo. Nie chcąc się wydać ze swą niecierpliwością, pan Roger zamówił go na jutro do objazdu granic. Przytem rozmowa sama przez się musiała wpaść na cześnikiewiczownę Florę.
Dzień następny był piękny, ale już nieco jesienny, stary leśniczy postarał się o konia, wyjechali po śniadaniu. Roger bardzo troskliwie badał granice, choć mu o nie wcale nie chodziło.
Stanęli u starego dębu, oznaczonego krzyżem.
— Tu jaśnie panie, odezwał się officyalista, styka się ziemia jaśnie pańska z ziemią jaśnie panny Cześnikiewiczównej i granica idzie wyschłem łożyskiem wodocieczy, aż do trzech kopców na Kudaszowej dolinie, ztamtąd...
— A! panny Cześnikiewiczównej z Wilczego-brodu? spytał Roger.
— Tak, jaśnie panie, z Wilczego-brodu.
— Daleko to ztąd?
— Niby ztąd, jaśnie panie, będzie mila, a niby ze dworu będzie w koło z półtorej.
— Czy nie ma kwestyi o granicę?
— A gdzieby kwestyi nie było! jest i nawet twar-