Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/391

Ta strona została skorygowana.

— O nie! pani dobrodziejko, część życia większą spędziłem po miastach, długi czas byłem na studyach w uniwersytetach niemieckich.
— No! to panu nie zazdroszczę nabycia, rzekła panna Flora, pan tu niewymieszkasz, a gospodarstwo bez gospodarza na nic.
— Dlaczegóżbym nie mógł tu wymieszkać? — odparł Roger, znajdę sąsiedztwo, będę miał polowanie, książki.
— Tak polowanie, książki, ale nie sąsiedztwo, przerwała gospodyni, bo my tu żyjemy każdy sobie. Ja nikogo nie przyjmuję, inni nie wiele osób i rzadko.
To mówiąc, wzięła ze stołu ogromną, pełną cygar cygarnicę i podała ją Rogerowi, który zdziwiony zawahał się, czy ma przyjąć ofiarę.
— Pal pan, ja także palić będę, bardzo proszę. Jestem stara panna i nie potrzebuję się żenować, ni faire la petite bouche...
Roger przyjął cygaro, było doskonałe hawańskie.
Spojrzał na stolik, tu leżeli Montalembert, O. Gratry, Dupanloup, a nawet J. de Maistre...
Oświeciło go to nieco, ale onieśmieliło jeszcze bardziej.
Wejrzenie na stół nie uszło oka gospodyni.
— Książki, to pewnie panu znane? — spytała, ale zapewne też i nie tak miłe jak mnie. Panowie wszyscy jesteście filozofowie, wychodząc z tych uniwersytetów, protestanckich, hegliści, szellingiści.
Roger nie wiedział co odpowiedzieć, w istocie choć chodził w Berlinie na uniwersytet, choć o mało nie został doktorem, tak te kwestye nie wiele go obchodziły, iż gotów się był pisać na cokolwiek bądź, byle nie dysputować.
— Przyznam się pani, rzekł, iż ja nie zostałem, heglistą, bom do filozofii nie czuł powołania.
— To wielkie szczęście, zawsze pan coś ze spuścizny domowej ocalił, dodała gospodyni puszczając kłąb dymu, c’est autant de gagné. Ale indyferentyzm gorszy może od filozofizmu.