Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/392

Ta strona została skorygowana.

Roger zakłopotany obrotem rozmowy, zabierał się kaszlnąć i rzucić nieznaczące słowo, gdy marszałek dworu wszedł, a za nim słudzy z przyrządami do herbaty.
— Czy jaśnie pani nie kazałaby się wstrzymać z herbatą dla gości z Drycza, bo widać landarę na grobli?
Roger chciał wstać i pożegnać już, nie myśląc się nudzić nadaremnie, ale gospodyni nakazująco prosiła go, żeby pozostał.
— Goście z Drycza, to moi krewni, rzekła, wątpię żeby siostra, bo ta chora i nie wyjeżdża, ale wnuczka jej może i kto z familii. Nie zaszkodzi panu poznać sąsiedztwo.
Skalski pozostał, a w kwandrans potem we drzwiach ukazała się mała, pucołowata, tłusta, krągła jejmość, panna biała i piegowata straszliwie, a naostatku baron Helmold.
Od progu baron ujrzał Rogera i stanął zdziwiony, śmiejąc się. Gospodyni prezentowała Skalskiego siostrzenicy i wnuczce, chciała Helmolda zapoznać, gdy dostrzegła, że panowie ci nader serdecznie podali sobie ręce.
Uścisk nawet był tak czuły, iż pod nim można się było domyślać nienawiści.
— A! to panowie się znają? — zawołała gospodyni.
— Od bardzo dawna, odpowiedział Helmold. Co pan tu robisz u mojej kuzynki? — dodał ciszej.
— Najsmutniejszą w świecie gram rolę sąsiada, z dyferencyą graniczną pod pachą.
— Jak to sąsiada?
— Jestem nabywcą Paprotyna, który graniczy z Wilczym-Brodem, mamy kwestyę o spory kawał ziemi.
Helmold ramionami ruszył.
— A to! — rzekł, osobliwsze na honor spotkanie, czy pan znał dawniej kuzynkę?
— Nie, dziś pierwszy ją raz widzę...
Ponieważ panie rozmawiały, baron odprowadził