Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/394

Ta strona została skorygowana.

Tłusta, okrągluchna siostrzenica, zobaczywszy odchodzącą, szepnęła Helmoldowi na ucho:
— Mówię ci, ja ją znam, podobał się jej, ale nie lękam się tego, przyjdzie to prędko i przejdzie. Byli tacy, co po roku jeździli, o których mówiono, że po zaręczynach, a jednego dnia jak dała odprawę, ani się pokazali. Wiesz, za co ten... ten... Gniewosz o którym słyszałeś, został wypędzony? Cygaro niedopalone rzucił do piaseczniczki, zamiast do popielnicy.
Zaczęli się śmiać.
— Ona tak zawsze, dodała siostrzenica, z początku dumna, potem się do lada kogo zaawansuje, skompromituje i jednego razu ni ztąd ni zowąd — ruszaj, zkąd przybyłeś. Znać potem nie chce.
Przez otwarte okno na ganek widać było, jak gospodyni z cygarem w ustach oprowadzała Rogera do koła gazonu, rozprawiając z nim wesoło.
— Ale trzeba, żebyś wiedziała kuzynko, szepnął Helmold, że to intrygant niepospolity! Ja go znam! ho! ho! Nie dałbym trzech groszy, że się umyślnie tu wkręcił.
— Oho! choćby sto razy był zręczniejszy, niż myślisz, z ciocią Florą nie da rady! Już o to ja jestem spokojna.
Gdy z przechadzki na około gazonu powróciła panna Flora, wiodąc za sobą Rogera, miała wyraz bardzo wesoły, a Skalski także nieco swobodniejszym wyglądał.
Stało się, czego nigdy w świecie spodziewać się nawet nie mógł, iż Cześnikiewiczówna w sprawie granicznej zaprosiła go na obiad po zajutro i ofiarowała się z nim jechać konno, na obejrzenie dyferencyi. Była tak grzeczną dla młodego człowieka, że gdyby mniej został uprzedzony zawczasu o niej, mógłby sobie pochlebiać zanadto.
To pewna, że w kilka tygodni potem, następujący list napisała Cześnikiewiczówna do przyjaciółki swej, pani hrabiny S..., w Poznaniu.
Chodziły niegdyś razem na jedną pensyę w War-