Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/405

Ta strona została skorygowana.

Redakcyą ich zajmował się sam Roger i wystylizował je wedle wszelkich prawideł. Że jednak ani litografii, ani drukarni nie było w miasteczku, subjekt aptekarski kaligrafował je, coraz nowe dodając do nich omyłki.
Przeprowadzenie zwłok niczem się tak szczególnem nie odznaczyło, ale było bardzo zaradne i całe miasteczko, nie wyjmując Izraelitów, zbiegło się patrzeć na kondukt. Z sąsiedztwa szlachty przybyło nie wielu, stawili się ci tylko, którzy nieboszczykowi od lat kilku za lekarstwa płacić zapomnieli.
W dzień pogrzebu, gdy już trumna na wóz została złożoną i paradny pochód powoli wyruszał od Fary na groblę ku cmentarzowi, stała się rzecz niezrozumiała, która do wielu gawęd była powodem. Pani Skalska jechała powozem za ciałem, gdyż pieszo iść nie mogła, prowadził więc kondukt syn i córka, idący tuż za trumną. Za niemi postępować mieli honoratiores.
Właśnie się to za bramą cmentarną ustawiało, gdy bezpośrednio za panną Idalią i Rogerem, wcisnął się straszliwy stary chłopisko, trzymający małą dziewczynkę bladą i mizerną za rękę. Tuż za nim śliczna dzieweczka, ubogo ubrana, stanęła.
Pan Roger, który mimo silnego strapienia widział wszystko, co się koło niego działo, szepnął komuś, aby tych obszarpańców odepchnięto. Subiekt apteczny, któremu polecono urząd mistrza ceremonii, zbliżył się do starca i dosyć grubiańsko rzekł mu:
— Czego się tu ciśniecie? tu nie wasze miejsce.
— Hę! właśnie że miejsce, bardzo głośno odparł stary, jesteśmy najbliżsi krewni nieboszczyka po dzieciach. Nie znaliśmy się za życia, ale śmierć ma swe prawa. To moja wnuczka...
Subiekt przewidując, jakie to niemiłe wrażenie uczyni na Skalskim, nastawał, ale stary co raz głośniej odpowiadał i spozierał tak ostro, że w końcu potrzeba mu było dać spokój. Musiał pan Roger de Skalski znieść to najokropniejsze upokorzenie, przewi-